[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zobowiÄ…zania.
- Nie. - PokrÄ™ciÅ‚a stanowczo gÅ‚owÄ…. - To byÅ‚aby jaÅ‚­
mużna, a obiecałam sobie, że nigdy już nie przyjmę jej
od nikogo. Nasz ukÅ‚ad to czysty interes, i to mi odpo­
wiada. - WyciÄ…gnęła z kieszeni pomiÄ™tÄ… kartkÄ™ i rozpro­
stowaÅ‚a jÄ… starannie. - Ja wypeÅ‚niÅ‚am swojÄ… część umo­
wy, teraz twoja kolej.
Czuł się podle. Widział, że dla niej też ta rozmowa
nie byÅ‚a Å‚atwa - rÄ™ce jej drżaÅ‚y, oddychaÅ‚a pÅ‚ytko i ner­
wowo splataÅ‚a palce. Ale choć byÅ‚o mu jej żal, nie za­
mierzał ustępować. Spróbował jeszcze jednego chwytu:
- A co z Evanem? Co siÄ™ z nim stanie, jak już otwo­
rzysz ten swój ośrodek?
Zdumiona podniosła na niego wzrok.
- Czyżbyś się poddał i zaprzestał poszukiwań?
- Nie, oczywiście, że nie. Będę szukał jego matki aż
do skutku, ale musimy liczyć siÄ™ z tym, że jej nie znaj­
dziemy.
WÅ‚aÅ›nie niedawno skoÅ„czyÅ‚ kolejnÄ… rozmowÄ™ ze swo­
im prawnikiem, który starał się przygotować go na tę
ewentualność. Jace twierdził, że Natosha Parker mogła
zmienić nazwisko albo wyjechać z kraju, a wtedy po­
szukiwania przedłużą się.
RS
Colt podszedł do kominka, westchnął ciężko i oparł
czoło o chłodny kamień. Starzeję się, pomyślał. Latami
udawało mu się wyślizgnąć z pułapek matrymonialnych
zastawianych przez zdesperowane kobiety, i to dużo
sprytniejsze niż ta siedząca na kanapie dziewczyna. Jakim
cudem ona go złapała?
-- A co, jeśli odmówię? - spytał, nie odwracając się
do niej.
- Zrobiłbyś to?
- Nie - przyznał niechętnie po chwili milczenia.
Dał jej słowo i jeśli nie uda mu się przekonać jej, że
to głupi pomysł, niedługo już będzie młodym żonkosiem.
Ta wizja sprawiła, że żołądek skurczył mu się ze strachu,
a w płucach zabrakło powietrza.
Kati wyprostowała się i odetchnęła z ulgą.
Coltowi zabrakło rozsądnych argumentów, ale podjął
ostatnią próbę.
- Nie rób mi tego, Kati - jęknął błagalnie.
- MuszÄ™.
ByÅ‚o w jej zdesperowanym spojrzeniu coÅ›, co spra­
wiÅ‚o, że jej uwierzyÅ‚. Chyba zwariowaÅ‚em, pomyÅ›laÅ‚ za­
skoczony tym odkryciem.
Westchnął z rezygnacją, usiadł na kanapie obok niej
i położył głowę na oparciu. Po chwili milczenia zapytał:
- Ciągłe nie powiedziałaś, co z Evanem. Przecież jak
już otworzysz ten swój ośrodek, nie będziesz mogła się
nim zajmować.
Zamyśliła się na chwilę, znowu skrzyżowała nogi
i powiedziała:
- Dlaczego nie? BÄ™dÄ™ siÄ™ nim opiekować, dopóki bÄ™­
dzie mnie potrzebował. Może przecież mieszkać
w ośrodku ze mną.
RS
Wyprostował się gwałtownie, wciągnął głęboki haust
powietrza przesyconego jej perfumami i zawołał:
- O nie! Evan zostaje ze mnÄ…!
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Myślałam, że chcesz się go pozbyć.
Tak przecież byÅ‚o. Jeszcze do niedawna. Dlaczego na­
gle poczuÅ‚ paniczny strach na samÄ… myÅ›l, że miaÅ‚by stra­
cić możliwość widywania Evana każdego dnia?
Współczucie. To na pewno dlatego. Było mu po prostu
żal chłopca i nie chciał, żeby mały poczuł się przerzucany
z rÄ…k do rÄ…k jak gorÄ…cy ziemniak.
- Jestem za niego odpowiedzialny - wyjaśnił. -
Dzieciak zostaje ze mnÄ….
- Hmm... - mruknęła zamyÅ›lona. - Dobrze wiÄ™c, bÄ™­
dę po niego przyjeżdżała codziennie rano i odwoziła ci
go po południu.
- Do miasta jest stąd kawałek drogi, stracisz mnóstwo
czasu na dojazdy.
- Trudno. ZrobiÄ™ to dla Evana.
Siedzieli, patrzÄ…c na siebie w milczeniu. Niewiele
więcej zostało do powiedzenia. Colt widział tuż obok jej
wielkie, lekko przestraszone oczy i zastanawiał się, jak
do tego wszystkiego doszło. Pojawiła się tu nagle i tylko
narobiÅ‚a zamieszania. Od kiedy zamieszkaÅ‚a w jego do­
mu, doprowadzała go do szału. Chodziła w obcisłych
szortach, rozsiewaÅ‚a wokół sÅ‚odkie zapachy, machaÅ‚a dÅ‚u­
gimi nogami i wydawało się, że pojęcia nie ma, jak to
wszystko na niego działa. Miał ochotę zrobić coś, żeby
poczuła się równie mało komfortowo jak on.
- Wyjaśnijmy jeszcze jedno, Kati - zaczął, patrząc
aa nią zagadkowo. - Zgadzam się na ten idiotyczny plan, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl