[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jaki ludzie unikają tego, co trudne, mężczyznę w piżamie, który jest bardziej prawdziwy niż
Zoey biegnąca za nami ze swoją wielką buzią i idiotycznymi blond włosami.
- Odejdz- mówię do niej, nie odwracając się.
A ona łapie mnie za ramię.
- Dlaczego musisz ze wszystkiego robić problem?
Wyszarpuję rękę.
- Nie wiem, Zoey. Jak myślisz?
- To żadna tajemnica. Mnóstwo ludzi wie, że jesteś chora. Jake'owi to nie
przeszkadzało, ale teraz uważa, że jesteś stuknięta.
- Jestem stuknięta.
Patrzy na mnie, mrużąc oczy.
- Odpowiada ci to, że jestem chora.
- Tak myślisz?
- Możesz łamać wszelkie reguły.
- Masz rację, to świetne uczucie. Chcesz się zamienić?
- Wszyscy kiedyś umrą- mówi, jakby to było jej odkrycie i jakby nie miała nic
przeciwko własnej śmierci.
Cal ciągnie mnie za rękaw.
- Popatrz!
Człowiek w piżamie wszedł do kanału. Brodzi w płytkiej wodzie, machając rękami.
Patrzy na nas obojętnie i nagle uśmiecha się, ukazując złote zęby. Czuję łaskotanie na
plecach.
- Popływacie ze mną, moje panie?- woła. Ma szkocki akcent. Nigdy nie byłam w
Szkocji.
- Idz do niego- rzuca Zoey.- No, dlaczego nie wchodzisz do wody?
- To polecenie?
Uśmiecha się złośliwie.
- Tak.
Zerkam na kawiarniane stoliki. Ludzie na nas patrzą. Pomyślą, że jestem wariatką,
mam kompletnego świra. Podciągam sukienkę i wpycham ją sobie w majtki.
- Co robisz?- syczy Cal.- Wszyscy się gapią!
- Udawaj, że nie jesteś ze mną.
- Jak chcesz!- Siada na trawie, a ja zdejmuję buty.
Zanurzam duży palec w wodzie. Jest tak lodowata, że aż ciarki przechodzą.
Zoey dotyka mojego ramienia.
- Nie rób tego, Tess. %7łartowałam. Nie bądz głupia.
Czy ona nic nie rozumie?
Zanurzam się w wodzie do bioder. Kaczki uciekają w popłochu na mój widok. Nie jest
głęboko, wyczuwam muł na dnie i jakieś śmieci. W tym kanale pływają szczury. Ludzie
wyrzucają tu puszki po konserwach, torby na zakupy, igły u zdechłe psy. Miękkie błoto
oblewa mi palce.
Mężczyzna ze złotym zębem macha do mnie i rusza w moją stronę, śmiejąc się i
rozchlapując wodę na boki.
- Grzeczna dziewczynka- stwierdza.
Jego sine usta rozjaśnia błysk metalu. Ma ranę na głowie, krew cienką strużką spływa
mu z włosów na oczy. Na ten widok robi mi się jeszcze zimniej.
Jakiś człowiek wychodzi z kawiarni z ręcznikiem.
- Hej!- krzyczy. - Wychodz natychmiast.
Ma na sobie fartuch. Widzę, jak faluje mu brzuch, kiedy nachyla się, pomagając mi
wyjść z wody.
- Oszalałaś? Zachorujesz.- Odwraca się do Zoey.- Jesteście razem?
- Przepraszam- mówi Zoey.- Nie mogłam jej powstrzymać.- Potrząsa głową, żeby go
przekonać o swojej niewinności. Nienawidzę jej za to.
- Nie jesteśmy razem- oświadczam.- Nie znam jej.
Zoey zastyga, a facet z kawiarni odwraca się do mnie. Nic nie rozumie. Podaje mi
ręcznik, żebym wytarła nogi. Potem powtarza, że zwariowałam. Mówi, że wszyscy młodzi
ludzie są stuknięci. Patrzę, jak Zoey odchodzi. Robi się coraz mniejsza, aż w końcu znika.
Mężczyzna pyta o moich rodziców, chce wiedzieć, czy znam człowieka ze złotymi zębami,
który wyłazi teraz z kanału na drugi brzeg i śmieje się do siebie ja szaleniec. Mój wybawca
dużo krzyczy, ale prowadzi mnie do stolika, każe mi usiąść i przynosi gorącą herbatę.
Wrzucam trzy kostki cukru i popijam małymi łyżkami. Ludzie wciąż się na mnie patrzą. Cal
jest przestraszony i wydaje mi się jeszcze mniejszy niż w rzeczywistości.
- Co ty wyprawiasz?- szepcze.
Będę za nim tęskniła tak bardzo, że ma, ochotę zrobić mu krzywdę. Chcę go zabrać do
domu i oddać tacie, zanim popełnię jakieś głupstwo. Ale w domu jest nudno. Mogę się zgadać
na wszystko, bo tata i tak nie prosi, żebym zrobiła coś, co ma jakieś znaczenie.
Herbata mnie rozgrzewa. Moja skóra zmienia barwę z szarej na opaloną i na odwrót.
Nawet pogoda nie może się zdecydować i zmienia się z chwili na chwilę.
- Chodz, złapiemy autobus- mówię.
Wstaję, przytrzymuję się krawędzi stolika i wkładam buty. Ludzie udają, że na mnie
nie patrzą, ale czuję na sobie ich wzrok. Dzięki temu wiem, że żyję.
Rozdział 11
- Czy to prawda? - pyta Cal, kiedy idziemy razem do autobusu.- Lubisz być chora?
- Czasami.
- Dlatego wskoczyłaś do wody?
Zatrzymuję się i patrzę na niego, na jego błękitne oczy z szarymi cętkami, jak moje.
Mamy zdjęcia zrobione wtedy, gdy byliście w tym samym wieku. Jesteś my do niebie bardzo
podobni.
- Weszłam do wody, bo przygotowałam sobie listę rzeczy, które chcę zrobić. Dzisiaj
zgadzam się na wszystko, o co inni mnie poproszą.
Cal zastanawia się przez chwilę, a potem uśmiecha się szeroko.
- Zrobisz wszystko, o co cię poproszę?
- Wszyściutko.
Wsiadamy do pierwszego lepszego autobusu i zajmujemy miejsca z tyłu na piętrze.
- Dobra- szepcze Cal.- Pokaż język temu panu.
Jest zachwycony, kiedy wykonuję jego polecenie.
- Pokaż ,,V tej kobiecie w przejściu, a potem poślij całusa tym chłopakom.
- Byłoby zabawniej, gdybyś się do mnie przyłączył.
Robimy miny, machamy do ludzi i krzyczymy piskliwymi głosami. Kiedy wreszcie
przyciskamy guzik informujący kierowcę, że chcemy wysiąść, jesteśmy na górze zupełnie
sami. Wypłoszyliśmy wszystkich pasażerów, ale nic nas to nie obchodzi.
- Dokąd idziemy?- pyta Cal.
- Na zakupy.
- Wzięłaś kartę kredytową? Kupisz mi coś?
- Tak.
Kupujemy helikopter na pilota. Potrafi się wznieść na wysokość dziesięciu metrów i
odpalić pocisk w powietrzu. Cal wyrzuca opakowanie do kosza stojącego przed sklepem i
puszcza zabawkę na ulicy. Idziemy tuż za lecącym helikopterem, zachwyceni jego
kolorowymi światełkami. Maszerujemy prosto do sklepu z bielizną.
Każę Calowi usiąść na krześle razem z mężczyznami czekającymi na swoje żony. Jest
coś bardzo miłego w tym, że zdejmuję z siebie sukienkę nie po to, by poddać się badaniu, ale
po to, by ekspedientka i łagodnym głosie mogła mnie zmierzyć i znalezć dla mnie boski i
bardzo drogi stanik.
- Fioletowy- mówię, kiedy pyta mnie o kolor.- I poproszę majtki do kompletu.- Potem
płacę, a ona wręcza mi elegancką torbę ze srebrnymi uchwytami.
Kupuję Calowi gadającą małpę robota. Następnie idziemy po jeansy dla mnie.
Wybieram takie, jakie ma Zoey- sprane, z wąskimi nogawkami.
Cal dostaje grę na PlayStation. Ja sukienkę. Jedwabną, szmaragdowo- czarną. To
najdroższy ciuch, jaki sobie do tej pory sprawiłam. Mrugam do swojego odbicia w lustrze,
zostawiam mokrą kieckę w przebieralni i podchodzę do Cala.
- Fajnie- rzuca na mój widok.- Zostało ci jeszcze trochę kasy na elektroniczny
zegarek?
Kupuję mu budzik, taki, który wyświetla czas trójwymiarowo na suficie. Teraz kolej
na buty. Skórzane, na zamek błyskawiczny i na wysokich obcasach. Do tego torba na nasze
pakunki.
Po wizycie w magicznym sklepiku musimy nabyć walizkę na kółkach. Cal ją ciągnie,
a mnie przychodzi na myśl, że za chwilę będziemy musieli kupić samochód na walizkę.
Potem ciężarówkę na samochód, statek na ciężarówkę. Wreszcie kupimy port, ocean i cały
kontynent.
Ból głowy dopada mnie w McDonaldzie. Czuję się tak, jakby ktoś mnie oskalpował i
mieszał łyżeczką w mózgu. Kręci mi się w głowie i mam mdłości, a świat zewnętrzny atakuje
mnie nadmiarem wrażeń.
Biorę paracetamol, ale wiem, że to nie pomoże.
- Dobrze się czujesz?- pyta Cal.
- Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl