[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak. Dostojny pan Thurstan posłał mnie tam, żebym
pomógł wyćwiczyć żołnierzy. Wkrótce poprowadziliśmy ten
oddział, do Walii.
- Co myślisz o Hepple Hill? Piękny majątek, co?
- Owszem. - Zdziwiony Remy zmarszczyÅ‚ brwi. - Za­
mek solidnie ufortyfikowany: cztery baszty, fosa. Do tego
obszerne błonia, na których dwudziestu ludzi może ćwiczyć
strzelanie z łuku, fechtować się. Dlaczego pytasz mnie o to,
panie? Czy zamek jest oblężony?
- Nie. - Dostojny pan Henry podszedł do siostry, stanął
za fotelem i położył dłoń na jej ramieniu. - Zebraliśmy się
tutaj, żebyś poznał ostatnią wolę mego ojca.
- Rozumiem. - Remy oparł dłonie na biodrach. Ciekawe,
czy zmarły suzeren nagrodził go za wierną służbę drobnym
zapisem. Może chodzi o miecz? Remy ucieszyÅ‚by siÄ™ z takie­
go podarunku. Oręż, którym wojował z łaski wielmożnego
pana, nie miał sobie równych.
- WyglÄ…da na to, że mój ojciec zapisaÅ‚ Hepple Hill Be­
atrice. Dostanie je, o ile poÅ›lubi ciebie nie pózniej niż trzy­
dzieści dni po jego śmierci.
Remy potrzebowaÅ‚ trochÄ™ czasu, żeby przetrawić tÄ™ nowi­
nÄ™. Nie byÅ‚ pewny, czy dobrze usÅ‚yszaÅ‚. Trudno byÅ‚o mu rów­
nież określić, czego się od niego oczekuje i co sam odczuwa.
Wtedy Beatrice odezwała się po raz pierwszy w czasie tego
spotkania. Mówiła bardzo cicho.
- Powiedz mu wszystko. Nie godzi się, żeby znał jedynie
pół prawdy.
Hal odchrzÄ…knÄ…Å‚, wyraznie zirytowany.
- Jeśli któreś z was nie wyrazi zgody na ślub, Hepple Hill
będzie twoje, a następnie przejdzie na twoich spadkobierców
zrodzonych z żony innej niż Beatrice. Rozumiesz, co to oz­
nacza?
- Chwileczkę. - Remy zaczął chodzić po komnacie. -
Czy dobrze pojmuję? Jeżeli Beatrice i ja się pobierzemy, jej
przypadnie Hepple Hill, tak?
- Owszem. Dostanie majętność i tytuł przynależny tym
włościom.
- A co z dziećmi zrodzonymi z naszego małżeństwa?
- Odziedziczą tytuł i włości.
- A ja nic nie dostanÄ™?
- Jako mąż Beatrice otrzymasz wszystko, co ci wniesie,
i zachowasz, póki będzie żyła.
- A gdybym jej nie poślubił?
- No cóż. - To była najtrudniejsza sprawa. - Wydaje się,
że mój ojciec tak ciÄ™ ceniÅ‚, że oddaÅ‚ ci Hepple Hill bez żad­
nych warunków i ograniczeń. Majątek przejdzie na twoich
spadkobierców, o ile będą pochodzili z prawego łoża.
Remy przyglądał się nowemu suzerenowi, zastanawiając
siÄ™, co też umyÅ›liÅ‚ sobie dostojny Thurstan. Gdyby Remy po­
ślubił Beatrice, nie dostałby nic poza prawem dysponowania
jej majątkiem, natomiast gdyby do małżeństwa nie doszło,
staÅ‚by siÄ™ bardzo zamożnym czÅ‚owiekiem. PopatrzyÅ‚ na za­
frasowane twarze wielmoży. Beatrice odwróciła wzrok. Po
chwili doznaÅ‚ olÅ›nienia. Prawdziwa miÅ‚ość nie jest intere­
sowna. Kto naprawdę kocha, nie zważa na majątek. Dostojny
Thurstan chciał dla swojej córki małżeństwa z miłości. Po
namyÅ›le Remy dostrzegÅ‚ wyjÅ›cie niezauważone przez zmar­
łego wielmożę. Uświadomił sobie tę możliwość wtedy, gdy
dostojny pan Henry znów do niego przemówił.
- Domyślasz się, że nie jest moim życzeniem, żeby Ash-
ton na zawsze utraciÅ‚o wÅ‚oÅ›ci tak bogate jak Hepple Hill. Ma­
jÄ™tność ta należy do naszej rodziny od czasów Wilhelma Zdo­
bywcy. JeÅ›li nie chcesz żenić siÄ™ z Beatrice, otrzymasz za­
dośćuczynienie w zamian za prawo do Hepple.
- Chętnie wezmę ją za żonę - powiedział cicho Remy
i popatrzył na Beatrice. - Co ty na to, pani?
PrzyglÄ…daÅ‚a mu siÄ™ zakÅ‚opotana. Przez caÅ‚Ä… noc przewra­
caÅ‚a siÄ™ z boku na bok i pÅ‚akaÅ‚a. ByÅ‚a pewna, że Remy sko­
rzysta ze sposobności, że by stać się bogatym człowiekiem.
Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, i poczuła żelazny
uścisk Hala, który zacisnął palce na jej ramieniu. Gdyby nie
chciała poślubić Remy'ego, byłby wściekły i zatrułby jej ży-
cie. Wzdrygnęła się na samą myśl o przebywaniu pod jednym
dachem w domu zagniewanego brata. Byłaby zdana na jego
łaskę i niełaskę. Pewnie natychmiast wydałby ją za mąż, nie
przejmując się, czy będzie szczęśliwa.
Zachmurzony Remy podszedł do rodzeństwa. Od razu
spostrzegł dłoń suzerena na ramieniu Beatrice. Skrzywiła się
lekko, gdy bezlitośnie zacisnął szczupłe palce.
- Odsuń się - rzucił oschle Remy, spoglądając na Hen-
ry'ego. Nie miał przy sobie miecza, ale zacisnął pięści, gotów
się bić.
Tamten nie okazał lęku i nie cofnął się przed Remym. Był
wyższy o cal albo dwa. Zrobił krok w jego stronę.
- Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem? Jestem twoim
suzerenem.
- Nie szukam zwady, ale chcÄ™, żeby Beatrice sama decy­
dowała.
- Do diabła, ma pełną swobodę!
- W takim razie odsuń się.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Beatrice obawiała
się, że dojdzie do bijatyki. Uniosła dłoń, dając im obu znak,
że przemówi.
- Hal, pozwól Remy'emu i mnie porozmawiać na osob­
ności.
- A o czym tu rozmawiać? - irytowaÅ‚ siÄ™ Hal. - Powie­
działaś mi wczoraj, że nie jesteś przeciwna temu małżeństwu.
Zarumieniła się, unikając wzroku Remy'ego.
- Błagam, Hal. Proszę tylko o kilka chwil zwłoki.
- Chodzmy, panie - zwróciła się do Henry'ego dostojna
Alys. - Pora coÅ› przekÄ…sić. - Skinęła na męża i we troje opu­
ścili komnatę.
Po ich wyjściu zapadło milczenie. Cisza aż dzwoniła w
uszach. SÅ‚ychać byÅ‚o jedynie trzask ognia na kominku i od­
głos kroków Remy'ego, który obszedł fotel i stanął przed
Beatrice. Z ociąganiem podniosła głowę. Spojrzał jej w oczy.
Tyle już wycierpiaÅ‚a. Nie mógÅ‚ znieść myÅ›li, że i on przyspa­
rza jej bólu.
- Jak mam postąpić, żeby cię zadowolić? - spytał
cicho.
- Ja ci tego nie powiem. Sam musisz dokonać wyboru.
- Wiem, że nie chcesz mnie za męża. Dobrze mówię?
- To nie tak. Problem w tym, że nie nadaję się na twoją
żonę. Dobrze wiesz, że lękam się miłości. Na dodatek jestem
od ciebie starsza i mam szpecÄ…ce blizny. Jak mogÅ‚abym ocze­
kiwać, że ktoÅ› zechce mnie wziąć za żonÄ™? Zapis w testa­
mencie ojca to dodatkowa trudność. Niepokoją mnie również
okoliczności jego śmierci i twój udział w tym zdarzeniu. -
ZmierzyÅ‚a go oskarżycielskim spojrzeniem. Daremnie czeka­
Å‚a, aż siÄ™ odezwie. MilczaÅ‚, wiÄ™c zapytaÅ‚a wprost: - Czy mo­
żesz mnie zapewnić, że wobec mego ojca nie zachowałeś się
podle ani niegodziwie? Odpowiedz mi teraz i nie wracajmy
już do tej sprawy. Uznam ją za rozstrzygniętą.
- Jesteś pewna? A może to kolejna próba zmiany tematu?
Boisz się przyjąć do wiadomości prawdę o swoich uczuciach. -
Wzdrygnęła siÄ™, sÅ‚yszÄ…c te sÅ‚owa, i odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™, unika­
jąc nieustępliwego spojrzenia. Remy nie dawał za wygraną.
Podjął wyzwanie. - Z ręką na sercu oświadczam, że zrobiłem
jedynie to, czego domagał się twój ojciec. Najpierw błagał
mnie, żebym wlał mu do ust wywar z maku, ale na to nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl