[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parę zdrowasiek i ojczenaszów do odmówienia - że nie mogłam o
tym kapłanie myśleć inaczej, jak tylko z pogardą. No to po co mu
opowiadać o tym, że byłam bardzo zmieszana, kiedy starszy pan
dotykał moich piersi?!
Jeżeli widzę, że spojrzenie jakiegoś mężczyzny zatrzymuje się
chociażby przez pół sekundy tam, gdzie -jak się natychmiast
domyślam, stosując metodę dedukcji - staniczek zawadził o
dziurkę od guzika bluzki czy też, generalnie rzecz ujmując, jeżeli
zwracam się do jakiegoś współrozmówcy, którego oczy,
nieruchomo na mnie spoczywające, podążają w sposób
oczywisty za jakąś inną myślą niż ta, którą ja mu właśnie
wyłusz-czam, chowam się zawsze dokładnie za taką samą
zasłoną skromnego zachowania, jak w czasie tego pierwszego
badania przeprowadzonego przez dziadka. Z tego też powodu
próżno by szukać w mojej szafie sukienki z bardzo wyciętym
dekoltem czy jakiegoś
obcisłego stroju. Ta wstydliwość udziela się również mojemu
otoczeniu. Siedząc na kanapie w salonie, obok kobiety
zachowującej się bezwstydnie, będę miała odruch obciągania
spódniczki i chowania piersi. W takich okolicznościach moje złe
samopoczucie bierze się zarówno stąd, że odnoszę wrażenie, iż -
na zasadzie analogii - kobieta ta odsłania moją własną anatomię,
jak i z wcześniej opisanej skłonności do radykalizacji, nawet
wtedy, gdy nie czekam na kontakty seksualne. Tak więc
poprawiając na sobie ubranie, powstrzymuję się przecież od tego,
żeby wcisnąć rękę pomiędzy obie, na wpół odkryte, piersi i
całkowicie je obnażyć. Przez długie lata nie nosiłam żadnej
bielizny osobistej. Nie pamiętam już powodu, dla którego
zrezygnowałam z jej używania. Na pewno nie po to, żeby
zastosować w praktyce feministyczne hasło, zalecające
wyrzucenie stanika do kosza, ponieważ nie zgadzałam się z tą
filozofią. Jednak być może działałam w tym samym duchu,
próbując nie stosować żadnych uwodzicielskich akcesoriów.
Wynik mógł oczywiście okazać się zgoła odwrotny, jako że
piersi, które wydają się niczym nieskrępowane pod ubraniem, są
równie ponętne jak te, które podkreśla się fiszbinami, tyle tylko,
że te pierwsze są miłe dla oka w sposób naturalny". Mnie jednak
wydawało się przynajmniej, że uniknę podejrzeń, iż stosuję
jakąkolwiek strategię podboju serc. Miałam także blokadę, jeśli
chodzi o majtki. Przez ileż to lat musiałam każdego wieczoru
prać - z racji higienicznych - krok w spodniach, które nosiłam
przez cały dzień, chociaż o wiele szybsze byłoby włożenie do
pralki tylko majtek?! Uważałam jednak, że o wiele prościej jest
nakładać
bezpośrednio na ciało wszystkie inne części ubrania. W tym
konkretnym przypadku kierował mną pewnego rodzaju
minimalizm, funkcjonałizm niemalże: zasada, wedle której
wolne ciało nie musi troszczyć się o ozdoby, nie mówiąc już o
tym, że zawsze jest gotowe i że można się obyć bez całej tej gry
wstępnej, zwojów koronek czy rozpinania stanika. Dodam
jeszcze, że nie znoszę spojrzenia podrywacza, który rozbiera
kobietę wzrokiem, ale uważam, że - jeżeli już naprawdę trzeba się
rozebrać - najlepiej zrobić to od razu.
Jakże skontrastowana jest droga, którą przemierza subiektywne
spojrzenie! Jak gwałtownie przechodzi się wciąż na tym górskim
szlaku, urozmaiconym tunelami, od ciemności do światła i ze
światła w mrok. Doszło do tego, że właśnie wyjaśniam, iż wolę
okrywać to, co zazwyczaj się obnaża, chociaż na tych samych
stronach odsłaniam te fragmenty swojego życia intymnego, które
większość ludzi zataja. Jest rzeczą oczywistą, że - wzorem
psychoanalizy, która pomaga wyzbyć się niepotrzebnych
obciążeń - własną książkę napisaną w pierwszej osobie czytam
tak, jakby była napisana w trzeciej. Im bardziej szczegółowo
analizuję swoje ciało i zachowanie, z tym większym dystansem
traktuję samą siebie. Któż bowiem rozpozna się w powięk-
szającym lustrze, w którym policzki i nos przybierają postać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]