[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwrócił się. Nieruchomy wzrok utkwił w odległym punkcie horyzontu, gdzie zaczęło
wschodzić słońce, gdzie zaczynał się nowy dzień, nowy początek.
 Masz towarzystwo  powiedział Alexander, po czym się wycofał i zamknął za sobą
drzwi.
Beau przyglądał się pierwszym złotym promieniom. Czuł w ciele dziwne napięcie, które
z jednej strony rozumiał, z drugiej jednak było dla niego tajemnicze i przerażające.
 Witam, Cassy  odezwał się, przerywając ciszę. Powoli odwrócił się. Ubrany był w
ciemny aksamitny szlafrok.
Cassy uniosła ręce, by osłonić oczy przed promieniami słonecznymi, w których ginęły
rysy twarzy Beau.
 Czy to ty, Beau?  zapytała.
 Oczywiście, że to ja  odparł. Podszedł do niej.
Nagle dostrzegła szczegóły i aż wstrzymała oddech. Zmiany mutacyjne postępowały.
Mała plamka zza prawego ucha, którą przypadkowo odkryła podczas poprzedniego spotkania,
rozlała się na szyję i sięgała teraz linii żuchwy. Niczym pełzającymi mackami zaczęła
wchodzić nawet na policzki. Skóra na głowie przypominała patchwork pozszywany z
kawałków nowej, obcej skóry i starej, ciągle porośniętej włosami. Usta, choć uśmiechnięte,
były ściągnięte, z wąskimi wargami, za którymi pożółkłe zęby wyraznie się cofnęły. Oczy
przypominały czarne koła pozbawione tęczówek. Nieustannie nimi mrugał, ale to raczej dolna
powieka podnosiła się, a nie górna opadała jak u ludzi.
Cassy cofnęła się gwałtownie, z przerażeniem.
 Nie bój się  poprosił Beau. Zbliżył się do niej i objął ją.
Cassy zesztywniała. Palce Beau oplatały jej ciało niczym węże. Bił od niego trudny do
wytrzymania odór.
 Proszę, Cassy, nie bój się. To tylko ja, Beau.
Nie odpowiedziała. Musiała całą siłą woli walczyć, aby nie krzyczeć.
Beau odchylił się, zmuszając dziewczynę do ponownego spojrzenia w jego twarz.
 Tak bardzo za tobą tęskniłem  wyznał.
W nagłym, nieoczekiwanym przypływie energii Cassy wrzasnęła i odepchnęła go,
uwalniając się. Tym ruchem całkiem zaskoczyła Beau.
 Jak możesz mówić, że za mną tęskniłeś? Nie jesteś już moim Beau.
 Ależ jestem  odpowiedział uspokajająco.  Zawsze będę Beau. Ale teraz jestem
jeszcze czymś więcej. Jestem połączeniem mojej byłej ludzkiej natury i gatunku starego
niemal tak jak stara jest sama Galaktyka.
Cassy ostrożnie przyjrzała się Beau. Jedna część osobowości kazała jej uciekać, druga w
przerażeniu paraliżowała ruchy.
 Ty także staniesz się częścią nowego życia. Każdy nią będzie, a przynajmniej ci, którzy
nie mają jakichś okropnych genetycznych obciążeń. Ja dostąpiłem zaszczytu bycia
pierwszym, ale to sprawa przypadku. To mogłaś być ty albo ktokolwiek inny.
 Więc teraz rozmawiam z Beau? Czy może ze świadomością wirusa przemawiającą
przez medium, którym jest Beau?
 Odpowiedz brzmi, jak już zaznaczyłem, z oboma  cierpliwie wyjaśnił Beau.  Ale
obca świadomość narasta wraz z każdą przemienioną osobą. Składają się na nią wszyscy
zainfekowani ludzie, tak jak ludzki mózg złożony jest z pojedynczych komórek.
Wyciągnął ostrożnie rękę przed siebie. Nie chciał jeszcze bardziej niepokoić Cassy.
Zacisnął palce w pięść i lekko potarł jej policzek.
Musiała zwalczyć uczucie słabości, jakie ogarnęło ją na myśl o zalotach tej kreatury.
 Muszę coś wyznać  powiedział Beau.  Początkowo próbowałem nie myśleć o tobie. 
Nie było to nawet trudne z powodu pracy, która musiała zostać wykonana. Lecz ciągle
pojawiałaś się w mych myślach, co pozwoliło mi zrozumieć istotę ludzkich emocji. To
niespotykana słabość w kosmosie. Człowiek we mnie kocha cię, Cassy, i jestem
podekscytowany perspektywą obdarowania cię wieloma światami. Pragnę, abyś została jedną
z nas.
 Nie przyjeżdżają  powiedziała Sheila.  Bez względu na to, jak bolesna jest
rzeczywistość, obawiam się, że musimy ją zaakceptować.  Wstała i przeciągnęła się. To była
bezsenna noc. Przez okna chaty widzieli zatopione we wczesnych promieniach wierzchołki
drzew porastających zachodni brzeg jeziora. Nad taflą wody unosiła się mgła, która miała
szybko wyparować w promieniach wschodzącego słońca.  I jeśli to jest rzeczywistość 
dodała  musimy zabierać stąd tyłki, zanim złożą nam nie zapowiedzianą wizytę.
Ani Pitt, ani Jonathan nie odpowiedzieli. Siedzieli w fotelach naprzeciw siebie, pochyleni
do przodu, z twarzami ukrytymi w dłoniach i łokciami wspartymi na kolanach. Na ich
twarzach malowało się wyczerpanie, zaskoczenie i złość.
 No cóż, nie mamy czasu, żeby zabrać wszystko  mówiła Sheila.  Ale myślę, że
powinniśmy wziąć dane oraz kultury tkankowe, w nadziei że uda nam się uzyskać wiriony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl