[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dialekcie.
- Do portu, ale szybko! - krzyknąłem do kierowcy taksówki.
- Dobrze - odpowiedział przeciągle. Wyłączył silnik, wyjął kluczyki ze stacyjki i
odwrócił się do mnie.
- Tak realizujecie zamówienie  szybko do portu ? - zdziwiłem się.
- Senior - kierowca był Mulatem z wąsikami a la Salvador Dali. - Obieca pan, że nie
będzie bił?
- No pewnie, niech pan jedzie.
- Nie zabierze mi pan kluczyków do samochodu?
- Nie.
- Nie będzie pan próbował odebrać mi samochodu?
- Nie! TysiÄ…c razy nie!
- To nie jadÄ™.
- Co?!
- Pan mi nie zapłaci?
- Zapłacę, dam napiwek, jeżeli pan zaraz uruchomi pojazd.
- Nie zatopi pan go w basenie portowym?
- Nie!!!
- Nie będzie pan krzyczał - obrażony taksówkarz uruchomił pojazd.
- Nie - szepnÄ…Å‚em mu do ucha.
Kierowca prawidłowo rozumiał słowo  szybko . Na wąskich uliczkach miasteczka,
pomiędzy niskimi białymi domami, po bruku pędził z prędkością niekiedy dochodzącą do
osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. W tamtejszych warunkach była to jazda rajdowa. Z
piskiem opon zahamowaliśmy na molo.
Szybko wręczyłem kierowcy zapłatę wraz z napiwkiem i wysiadłem. Na brzegu stała
grupka rozgorączkowanych tubylców. Najbardziej biadolił Murzyn w eleganckiej czapce
taksówkarza.
Pobiegłem do kapitanatu. W biurze siedział urzędnik, z którym rozmawiałem przez
telefon. Próbował mi coś tłumaczyć, ale ja bez słowa sięgnąłem po księgę portową z zapisami,
kiedy i jakie jednostki wpływały do portu i wypływały z niego. Podawano tam także
informacje, gdzie cumowały. Znalazłem zapisy dotyczące  Patriote . Jako czas wypłynięcia
Raider podał drugą w nocy. Miałem jeszcze kwadrans. Wzrokiem szukałem mola
oznaczonego literą  E , gdzie miał cumować jacht. O dziwo, molo było puste. Przebiegłem je
całe na długości blisko osiemdziesięciu metrów. Na końcu był maszt z lampą sygnałową.
Oparty o maszt stał Sword.
- Co jest grane? - zapytałem go. - Gdzie  Patriote ?
- Ty tutaj?! - Sword był zdziwiony. - Wypłynęli. Raider zebrał wszystkich i wypłynęli.
Teraz szukaj wiatru w polu.
ROZDZIAA DWUNASTY
IDZIEMY ZE SWORDEM DO TAWERNY " NOCLEG W DOMU PILOTA " LECIMY
NA ODSIECZ " REKONESANS NAD FORTEC " WDRÓWKA PRZEZ D%7Å‚UNGL
" ODBIJAMY  PATRIOTE " PIERWSZA BITWA Z PIRATAMI
Sword wściekły walił głową o maszt.
- Tak mnie wykiwali - narzekał.
- Myślałem, że pokładasz całkowite zaufanie w swoim kumplu z wojska - szydziłem. -
Mówiłeś, że nie chcesz płynąć. O co chodzi?
- Chodzmy do knajpy, pogadamy - Sword ciągnął mnie za rękaw. - Muszę się napić, a
do rana i tak nic nie zmalujemy.
- Czekaj, może wynajmiemy motorówkę i dogonimy ich - proponowałem.
- Co ty, w nocy nikt tu nie wypłynie na wodę, ta historia z rozbitkami rozeszła się po
okolicy lotem błyskawicy.
Wracaliśmy po molo zbliżając się do gestykulujących mężczyzn. Sword rzucił okiem
na wodÄ™.
- Dobry akumulator, jeszcze się światła świecą - mruknął. Taksówkarz podbiegł do
Sworda i zaczął mu robić awanturę w jakimś dziwnym dialekcie. Sword odpowiadał
półsłówkami. Wtedy kierowca rzucił się na mnie.
- Przyjaciel, pana przyjaciel zabrał mi taxi - tłumaczył kalecząc hiszpański. - Utopił
samochód - wskazał na wodę.
- Miał niesprawne hamulce - rzucił Sword.
- Sprawne, nowy samochód - gorączkował się tubylec.
- Zapłaciłem mu za stratę - wyjaśnił mi Sword. - Chce wytargować więcej. Ten wóz
był totalnym złomem. Złapałem taxi na ulicy i chciałem, żeby pędem zawiózł mnie do portu, a
ten wlókł się dziesięć mil na godzinę i łamanym angielskim opowiadał o zabytkach. Myślał,
że złapał frajera...
Zostawiliśmy mężczyzn na pirsie samym sobie i poszliśmy pomiędzy ciemne uliczki.
Sword jak fregata pod pełnymi żaglami bezbłędnie wziął kurs na najbliższy lokal
rozrywkowy. Zapewniano tu wszystko to, co dojrzałym mężczyznom potrzebne jest na urlopie
do pełni szczęścia. Były gry hazardowe, półnagie kelnerki, szeroki wybór alkoholi.
Zamawiając mleczko kokosowe wzbudziłem krótkotrwałe zainteresowanie stałych klientów
lokalu. Sword prosząc o solidną porcję miejscowego drinka zatuszował moją niezręczność.
Siedzieliśmy przy blaszanym barze na stołkach podwieszonych do sufitu, przypominających
huśtawki. Dalej przy długich ławach siedziały rzędy mężczyzn, którzy rozprawiali, grali w
karty, w kości i patrzyli na dziewczyny, które tańczyły na stołach w rytm miejscowych
melodii wygrywanych przez orkiestrę, której członkowie mieli wymalowane twarze.
- Ciekawe miejsce - zwróciłem uwagę Sworda.
- Młody jesteś, to nie pokażę ci ciekawszych, musisz jeszcze dorosnąć - odparł z
szelmowskim uśmiechem.
- Co z tym Raiderem?
- Lepiej ty powiedz, jak to się stało, że jesteś na brzegu?
- Poszedłem na spacer po plaży, a gdy wróciłem do hotelu, Bytesa i Alison już nie
było. Zastanawia mnie, że Bruce nie skorzystał z okazji i nie zszedł na ląd, żeby poszaleć.
- Bo go nie było na  Patriote - oznajmił Sword wrzucając do ust solone orzeszki. -
Raider spotkał tu znajomą dziewczynę i zniknął mi z oczu. Wtedy pojechałem do portu.
Wszedłem na łajbę, bo strażnik, jeden z tych dwóch nierozgarniętych, spał. Nikogo na łajbie
nie było. Od Raidera wiedziałem, że załoga składa się z pięciu ludzi i tyle koi było zajętych.
Wniosek - Bruce a tam nie ma. Gdzie jest? Tam gdzie rozbitkowie, bo przecież  Patriote
mógł zabrać tych ludzi z tratwy ratunkowej...
- Sugerujesz, że Raider jest piratem?
- %7łebyś wiedział. Wyleciał z armii za jakieś machlojki związane z przemytem broni w
Ameryce Aacińskiej. Może w czasie wolnym pomagał tym, których nie wspierała CIA? Gdy
schodziłem z  Patriote , na pokład wracali wielki Murzyn i jakiś solidnie zbudowany koleś...
- Mongo i Tango - wtrąciłem.
- Udałem pijanego...
- Bez większych problemów...
- Nie doceniasz mnie - Sword pogroził mi palcem. - No więc, powiedziałem, że
pomyliłem łajby, wywróciłem kieszenie na znak, że nic nie zabrałem i puścili mnie. Skryłem
się za rogiem i słyszałem, jak dzwonili z budki telefonicznej do Raidera. Złapali go u tej
dziewczyny i powiedzieli, co się stało. Raider chyba chciał, żeby opisali, jak wyglądał intruz.
Potem wydał im jakieś rozkazy. Nie minęło pół godziny, jak przywiózł tego milionera i
dziewczynę.  Paweł jest już w drodze i dołączy do nas na miejscu - tak im kłamał.
Popijałem napój drobnymi łyczkami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl