[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okazji mogłem obejrzeć budynki gospodarcze kozaków. Bohun z dumą pokazywał mi łaźnie,
kuchnię, namioty, w których mieszkali chłopcy. Część z nich albo pomagała przy pracach
polowych, albo miała zajęcia na boiskach, w lesie. Na miejscu zostali tylko dyżurni i
wartownicy. Poszliśmy na przystań, gdzie wsiedliśmy do czółna, i Bohun odwiózł mnie na
drugi brzeg.
- Nie chcesz zobaczyć, jak się urządziliśmy? - zapraszałem kozaka.
- Będę wieczorem - grzecznie odmówił.
Samotnie wracałem do naszego obozu, który ział pustkami. Ojciec Oliwiusz pojechał
po zakupy i po wodę. Maciek i Gustlik zabrali swoje grupy do lasu, gdzie organizowali im
harcerskie zabawy. Towarzyszyły im Monika i Ewa. Kamil i Emil słuchali ukraińskiego radia
i obierali ziemniaki.
- Ale pana poharatali - powiedzieli na mój widok. - Agnieszka jest u siebie -
poinformował mnie Kamil.
Udałem się do namiotu medycznego. Agnieszka odchyliła poły i rozkoszując się ciszą,
ułożyła się na leżaku ubrana w strój kąpielowy.
„Dobrze, że Bohuna tu nie ma” - pomyślałem.
Dziewczyna tylko nieznacznie opuściła okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa i
zlustrowała mnie.
- Dla samobójców samoobsługa - rzuciła, wskazując na szafki z medykamentami.
Najpierw poszedłem do łaźni wziąć zimny prysznic. W samych spodenkach wróciłem
do lazaretu. Wziąłem wodę utlenioną, antyseptyczny proszek, kilka opatrunków z gazy i
elastyczny bandaż. Najpierw zdezynfekowałem miejsca, gdzie smagnęła mnie nahajka
Bohuna. Wytarłem je ligniną, posypałem proszkiem, przykleiłem gazę i owinąłem sobie tors
bandażem. Agnieszka sceptycznie przyglądała się moim zabiegom leczniczym.
- W wojsku też liczyliście tylko na sanitariuszki? - zapytała złośliwie i wstała.
Brutalnie
rozprostowała
mi
ramiona
i
poprawiła
bandaż,
albowiem
była
perfekcjonistką i nie znosiła prowizorki.
- Pływać rwącą rzeką, tłuc się nahajką, strzelać z pistoletu, machać szabelką, czemu
nie? - wyżywała się na mnie. - A najlepiej wsiąść na konika i uciec. Czy obchodzi cię, co my
przeżywaliśmy? Jak sobie daliśmy radę z powrotem? Czy byłeś nam potrzebny?
- Wszystko wygląda w porządku - stwierdziłem, rozglądając się na boki i opuszczając
ręce.
- Pewnie, ojciec Oliwiusz powiedział to samo - rzuciła Agnieszka. - Mówił, że
załatwiasz wodzowskie sprawy i nam, maluczkim, nic do tego. Typowa męska solidarność.
Poszedłem do siebie, założyłem koszulkę i dołączyłem do Kamila i Emila.
- Była dogrywka? - zapytał Kamil.
- Nie, zakopaliśmy z Bohunem topór wojenny - wyjaśniłem. - Przypłynie dziś
wieczorem w odwiedziny.
- Trzeba przygotować rewanż - mruknął Emil.
- Nie, przygotujecie super imprezę - rozkazałem. - Wasze zadanie to dobra muzyka i
kuchnia.
Chłopcy chyba do końca mi nie wierzyli, ale do obiadu mieliśmy zaplanowane
przyjęcie na cześć kozaków. Przy posiłku opowiedziałem naszej kadrze wydarzenia ostatniej
nocy.
- Czułem, że to się tak skończy - stwierdził ojciec Oliwiusz. - Brawo! Pawle, jestem z
ciebie dumny.
- Myśli pan, że to uspokoiło Bohuna? - zapytał Gustlik. - Czy mamy zachować
czujność?
- Myślę, że teraz będzie już spokojnie, a Bohun będzie unikał drażliwych sytuacji -
odpowiedziałem.
- Jasne - Maciek wymownie spojrzał na Agnieszkę. - Trzeba mieć oko na Petera, tę
wiedźmę i „drażliwą sytuację”.
- Co się mnie czepiacie?! - Agnieszka zaatakowała Maćka.
- Spokój! - odrobinę podniosłem głos. - Zachowamy się jak należy, z klasą. Żadnych
prowokacji i odwetów - zerknąłem w stronę Kamila i Emila. - Wy miejcie na wszystko oko, a
zwłaszcza na Petera, bo jemu nie ufam - zwróciłem się do Maćka i Gustlłka. - Dziewczyny
mają zachowywać się... - szukałem właściwego słowa - przyzwoicie - palnąłem po chwili.
Jednocześnie wstały.
- To pan uważa, że jesteśmy nieprzyzwoite?! - groźnie zapytała Monika, nim wyszły.
Nie zdążyłem nawet przeprosić czy wyjaśnić, o co mi chodziło. Do wieczora unikały
mnie jak ognia. Byłem zajęty organizacją uroczystej wieczerzy. Aktywnie pomagali mi Kamil
i Emil. Razem pojechaliśmy po dodatkowe zakupy. To co uważałem za zbytek i
ekstrawagancję, chłopcy opłacali ze swojego kieszonkowego.
- Postaw się, a zastaw się - przypominałem im w takich chwilach polskie powiedzenie.
- Ma być na tip-top? - zwykł odpowiadać Kamil.
Ze zgrozą stwierdziłem, że skupiony na momentami bezzasadnej rozgrywce z
Bohunem, straciłem z oczu młodzież, którą tu przywiozłem. Kamil i Emil, milczący, byli
zajęci swoimi sprawami. Monika i Ewa dostały się pod wpływ Agnieszki. Na Maćku i
Gustliku jak zwykle mogłem polegać. Ich pracy z dziećmi, sumienności i pracowitości nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl