[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W drodze do miasta czuł się dziwnie, ale przecież nie był rozczarowany. Zaprosił Mię pod swój
dach, by odkupić dawne winy. Robił to bardziej dla siebie niż dla niej. A ile zyska, gdy Mia przebije
się przez bałagan w papierach firmy!
Próbował sam sobie z nimi radzić, lecz obawiał się, że jeszcze bardziej namieszał. Z czytaniem
szło mu niezle, ale liczby były dla niego koszmarem.
Podjechał pod pub. Szef strażaków zaprosił go gestem do wejścia.
 Na piętro lepiej nie wchodzić, ale z parteru może pan zabrać potrzebne rzeczy.
Gryzący zapach spalenizny drażnił nozdrza.
 Jestem ubezpieczony, jutro mają przysłać likwidatora szkody.
 Straty są znaczne. Pożar, do tego zalanie wodą. Zdziwi się pan, ile będzie kosztowało
doprowadzenie wszystkiego do porządku.
 Wiem, choć bardziej zależy mi na czasie. Chciałbym otworzyć bar najdalej za miesiąc. To
według pana możliwe?
Mężczyzna pokręcił głową.
 Trudno powiedzieć, panie Kavanagh. Pieniądze sporo mogą, ale wielu rzeczy nie da się
przyspieszyć. Proszę uważać. Podłoga jest śliska.
Dylan wszedł do środka i jęknął w duchu. Lokal, w który włożył tyle pracy i wysiłku, przedstawiał
obraz nędzy i rozpaczy. Nie musi się obawiać nieproszonych gości, tu już nie ma czego ukraść.
Musi zabrać dla Mii dokumenty. Wszedł do biura na zapleczu. Ten sam ostry zapach spalenizny,
komputer w kałuży wody. Raczej nie będzie z niego pożytku.
Wyszukał w miarę suchy karton i włożył do niego papiery leżące na biurku. Trzeba je wysuszyć.
W najgorszym wypadku poprosi o kopie faktur.
Nie tak wyobrażał sobie początek współpracy z Mią. Chciał pokazać się jej jako solidny człowiek
interesu, a wyszło beznadziejnie. Choć mogło być gorzej. Na szczęście konstrukcja budynku nie
ucierpiała.
Wrzucił pudło na pakę, by wnętrze kabiny nie przesiąkło zapachem dymu.
Spotkanie z kumplami poprawiło mu humor. Przy piwie i burgerach pogadali o pożarze, okazując
mu współczucie i żal. Zręcznie zmienił temat. Niektórzy z tych ludzi z trudem wiązali koniec
z końcem. Nie chciał, by się nad nim użalali, skoro dla niego pieniądze nie są problemem. Wystarczy,
że wyłoży odpowiednią kwotę i sprawa się rozwiąże.
Nawet jeśli któryś z kolegów zazdrościł mu bogactwa, żaden nigdy tego nie okazał. Choć
z pewnością czasami czuli się z tym nie najlepiej. Odepchnął od siebie poczucie dziwnej obcości.
Dopił drinka i wstał.
 To kto zaczyna?
Wykorzystała moment, że Cora usnęła, i przeszła się po przestronnym domu Dylana. Obejrzała
sypialnie na piętrze. Pięknie urządzone, gotowe na przyjęcie gości.
Tylko ta wyczuwalna pustka. Czy Dylan często tu kogoś przyjmuje? Z elektroniczną nianią
w kieszeni ruszyła do kuchni. Fantastyczna. Nowoczesny sprzęt. Ogromna lodówka pełna jedzenia,
zamrażarka. Gosposia nadzwyczajnie o niego dbała: starannie opisane porcje potraw robiły
wrażenie. Kurczak z parmezanem, zupa jarzynowa, pełnoziarnisty chleb& Mógłby przez miesiąc nie
wychodzić z domu.
Zachęcił ją, by czuła się jak u siebie i brała wszystko, na co ma ochotę. Sięgnęła po porcję
zapiekanki z kurczakiem i włożyła ją do mikrofalówki. Cora nadal spała.
Gdy skończyła jeść, za oknami powoli zapadał zmrok. Musi obudzić córeczkę. W domu panowała
cisza, przestronne wnętrze wydawało się jeszcze większe. Ciekawe, kiedy Dylan wróci?
Co ją to obchodzi? Gdyby mieszkała nad barem, też byłaby sama z Corą. Choć z dołu dobiegałby
gwar, przynajmniej do zamknięcia lokalu.
Obudziła Corę, córeczka jak zwykle powitała ją uśmiechem. Zamiast iść do samochodu po
wanienkę, wykąpała dziecko w umywalce i ubrała w piżamkę. Przez godzinę bawiła się z Corą na
szerokim łóżku, od czasu do czasu nasłuchując, czy nie słyszy nadjeżdżającego samochodu. Na pewno
dlatego, że w domu na odludziu czuła się trochę nieswojo. Bo przecież nie chodzi o to, że chciała
przed snem zobaczyć Dylana.
Cora wyjątkowo nie ociągała się ze spaniem. Mia pokołysała ją w ramionach, śpiewając
kołysankę, a gdy dziewczynka zamknęła oczy, ostrożnie ułożyła ją w łóżeczku.
Zgasiła światło i na palcach ruszyła do wyjścia. Serce w niej zamarło, gdy nagle wpadła na coś
dużego i ciepłego. Ktoś zakrył jej usta dłonią.
 Mio, spokojnie. To tylko ja.
Szarpnęła się gwałtownie.
 Wystraszyłeś mnie na śmierć!  zawołała, piorunując go wzrokiem i z trudem starając się
uspokoić.
 Przepraszam.  Nie wydawał się skruszony.  Myślałem, że słyszysz, jak wchodzę, ale pewnie
byłaś zaaferowana dzieckiem. Masz ochotę na lody?
Pytanie zwyczajne, ale spojrzenie, jakim przesuwał po jej ciele& Była w letniej piżamie
z cienkiego trykotu, góra na ramiączkach odsłaniała trochę zbyt wiele.
 Chętnie  odparła, krzyżując ramiona.  Włożę tylko szlafrok.
Jego półuśmiech sprawił, że kolana się pod nią ugięły.
 Dla mnie nie musisz  odparł.  Tak mi się podobasz. Chodzmy.
Przy nim dom nie wydawał się już taki wielki i przytłaczający. Usiadła przy stole i obserwowała,
jak Dylan wkłada do pucharków wielkie porcje lodów z karmelem i orzechami. Chyba miał świetny
metabolizm, sądząc po ciele bez grama tłuszczu.
Szczupły i muskularny. Czuła drzemiącą w nim siłę. Kogoś takiego chce się mieć przy sobie, gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl