[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wtem spod stabilizatora wytoczyła się rękojeść stopionego noża Call i uderzyła Ripley w stopę.
Spuściwszy wzrok, Ripley ujrzała nadżarty kwasem znajomy kształt i wyraz jej twarzy zmienił się. Raz
jeszcze spojrzała na Call, a jej twarz przepełniła się smutkiem. Unosząc broń Ripley wymierzyła w
Call.
Call stała w kompletnym bezruchu, przytrzymywana mocnym uściskiem łap Obcego i ze
zdumiewającym spokojem czekała na strzał. Bądz co bądz to była jej misja, czyż nie? Taki był jej cel.
Ocalić ludzkość przed Obcymi. To wspomnienie dodało jej otuchy. Huk wystrzału rozdarł panującą w
ładowni ciszę. Przez ułamek sekundy Call miała wrażenie, że widzi mknący ku niej pocisk, ale kula
minęła ją z łoskotem i trafiła Obcego w ramię. %7łrąca krew spryskała ubranie Call i natychmiast zaczęła
je roztapiać, docierając do skóry. Call odruchowo zaczęła poklepywać palące żywym ogniem ciało,
jakby mogła w ten sposób powstrzymać działanie kwasu. Kiedy usiłowała ugasić niewidzialny ogień
rozpuszczający jej tkanki, zranione monstrum jeszcze mocniej chwyciło ją za ramiona, wyjąc z bólu i
wściekłości, a jego ogon zafalował płynnymi wężowymi ruchami.
Zdezorientowana Call czuła swąd palonego plastiku i topiącego się metalu. Co jeszcze zostało
zbryzgane rozpryskującym się na wszystkie strony kwasem? Nie potrafiła tego stwierdzić, szamocząc
się z potworem i nagle uświadomiła sobie, że w przypływie wściekłości powodowany bólem Obcy
mógł po prostu rozerwać ją na strzępy.
W kokpicie Vriess gorączkowo manipulował przełącznikami, usiłując ochronić rozdygotaną Betty
przed rozpadnięciem się w kawałki. Nie odrywał wzroku od konsolety, usiłując kontrolować wszystkie
odczyty na raz. Nie odważył się nawet spojrzeć na monitor, na którym jedna z tych istot trzymała Call
przed sobą jak zakładniczkę. Starał się nawet o tym nie myśleć.
Johner pracował równie zawzięcie, próbując zapanować ręcznie nad narowistym statkiem i
wyrównać lot.
Znalezli się nad półkulą, gdzie panował dzień; promienie słońca wdarły się do kokpitu.
- Nie zdążymy... - ostrzegł drugiego pilota Vriess.
- Już ją mam - zapewnił Johner.
- Dziesięć minut do zderzenia - oznajmił spokojny głos komputera. Dopiero teraz Vriess
uświadomił sobie, że głos należy do Call.
Kiedy Noworodek ryczał, skrzeczał i przyciągał przerażoną Call do swego cielska, Ripley
uświadomiła sobie, że można go było zabić tylko w jeden sposób, a mianowicie tak, jak chciała Call, to
znaczy przeszywając kulami na wylot ciało androida. Ale Ripley nie mogła tego zrobić, podobnie jak
nie mogłaby zrobić tego z Newt. Wokoło pojawiły się pewne oznaki uszkodzeń dokonanych przez
krew istoty - skwierczały przewody elektryczne, kable strzelały iskrami, pokład wokół dwóch
sczepionych ze sobą postaci bulgotał i pokrył się syczącymi bąblami, a ramię Call zaczęło
niebezpiecznie dymić. Nie, zastrzelenie tej bestii raczej nie wchodziło w rachubę, nie w tej maleńkiej
ładowni.
Nagle karabin zaczął ciążyć jej w dłoniach, był zbyt ciężki, żeby mogła go utrzymać. Wiedziała, że
za jego pomocą nie rozwiąże tej szczególnej, patowej sytuacji.
Ripley spojrzała na istotę i wtedy zaczęło dawać jej znać o sobie własne udręczone ciało. Bolało ją
wszystko, dosłownie wszystko. Była zmęczona, wyczerpana, skonana tak, że chciała po prostu położyć
się gdzieś i umrzeć. Boże, dlaczego nie mogła ot, tak, położyć się i zwyczajnie umrzeć? Może jestem
androidem, przyszła jej do głowy obłędna myśl. Androidem z wprowadzonym jednym tylko
programem... Niezależnie od wszystkiego, rób swoje dalej. Nie zatrzymuj się. Boże, jak ja tego nie
cierpię.
Noworodek zaskrzeczał wściekle, jego długie zęby musnęły wierzchołek czaszki Call... ale nie
zagłębiły się w nim. Czy wyczuł, że Call nie jest człowiekiem, że nie ma prawdziwego mózgu ani
krwi? Czy zorientował się, że jest androidem?
Nagle Ripley ujrzała w myślach szokującą wizję, obraz Bishopa rozerwanego na dwoje przez
rozgniewaną Królową i zrozumiała, że równie łatwo Noworodek może uszkodzić Call.
Musiała coś zrobić, czyż nie takie było jej przeznaczenie? Jęknąwszy z rozpaczy, Ripley upuściła
karabin. Unosząc obie ręce w górę, w geście poddania, ponownie próbowała nawiązać kontakt
telepatyczny, szukała więzi, którą poczuła wcześniej w gniezdzie.
Jest coś... Słabe... Silnie strzeżone... Ale jest... Czuję...
To było nieludzkie, odrażające, ale w pewnym sensie znajome. Ripley z trudem pohamowała
drżenie. Zmusiła się, by odnalezć wzrok potwora i utkwiła spojrzenie w jego oczach o barwie
identycznej jak jej własna. Kontakt był lodowaty, zimny, ale i chłonny. Pełen gniewu i przepełnionej
bólem tęsknoty.
Gniazdo zostało zniszczone. Pozostali nie żyją. Już ich nie ma. Noworodek był teraz całkiem sam.
Był tylko on i drobna, stojąca przed nim istota ludzka, która usiłowała nawiązać z nim kontakt.
Ripley uświadomiła sobie, że w obecnej chwili może zagrać tylko jedną kartą.
Cóż, dziecino, pomyślała z ironią, jestem jedyną matką, jaką teraz masz!
Wyciągnęła obie ręce przed siebie w geście poddania i wypełniła umysł pocieszającymi myślami,
wspominając kontakt, jaki kiedyś istniał między nimi. W myślach ujrzała obraz samej siebie, jak
trzyma w ramionach Newt, małą, jasnowłosą, ufną Newt. Zobaczyła, jak dziecko oplata ją rękami i
nogami, przywiera do niej, wiedząc, że Ripley jej nie puści, nie zawiedzie, nie porzuci. Newt, która z
niezłomną, dziecięcą ufnością wierzyła, że Ripley po nią wróci. Zatrzymała ten obraz w myślach.
Noworodek powoli zaczął się uspokajać, nie chłostał już gniewnie ogonem i zaczął rozluzniać
uścisk na ramionach androida.
Ripley widziała, że Call się jej przygląda. Dostrzegła zakłopotanie na jej twarzy. Call trwała w
bezruchu. Nie mogła się poruszyć. Nie była w stanie. Kiedy Noworodek wreszcie ją puścił, było to dla
niej tak wielkim zaskoczeniem, że upadła na pokład. Ripley nie odważyła się odnalezć jej spojrzenia
ani odpowiedzieć na zawarte w nim pytanie. Patrzyła na Noworodka, kusząc go, zwodząc, nakłaniając,
żeby porzucił Call i podszedł do niej.
Kiedy ogromny stwór zaczął zbliżać się do Ripley, kątem oka dostrzegła, że Call ukradkiem
zaczyna się wycofywać.
Tak! pomyślała Ripley. Tak! Wspomnienie, jak zasyczała do Newt:  Uciekaj! Ukryj się!"
zdominowało niemal całkowicie jej myśli. Gdyby się odważyła, zawołałaby to samo do Call, ale
android wciąż znajdował się zbyt blisko Noworodka.
Dwa kroki, trzy. Noworodek był już blisko niej; prawie mogła go dotknąć. Call przez cały czas się
cofała. Ripley stała nieruchomo, z rozłożonymi rękami, otwartym umysłem, roztaczając przed Obcym
ciepłą, matczyną wizję. Przypomniała sobie Królową, która próbowała dotknąć swoje dziecko na
chwilę przed tym, jak mutant oderwał jej głowę. Czy ten stwór rozumiał takie pojęcia jak zaufanie,
spokój, komfort? Koncentrując się w myślach na tym jednym obrazie, Ripley nie cofnęła się ani o krok, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl