[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyszła za mąż. Któregoś dnia wybrała się na konną przejażdżkę i o mało nie
zachłostała wierzchowca na śmierć. Dopiero mężowi udało się ją
powstrzymać. Już nigdy potem nie dosiadła konia.
- Ale dlaczego miałaby zabijać moją matkę? Przecież były siostrami!
- Z powodu swojego szaleństwa i zazdrości. Wspominałem już, że pani
matka i Grant Mills przyjaznili się. No cóż, panna Drusilla zadawała mi wiele
pytań na jego temat, szczególnie interesowało ją, jak się układa jego
małżeństwo z Mavis. Mówiłem jej wszystko, co wiedziałem.
S
R
- Sądzisz, że moją mamę i Granta łączyło jakieś uczucie?
- Nie nazwałbym tego niczym więcej niż przyjaznią. A panna Mavis
zrozumiała to opacznie i zepchnęła swoją siostrę z balkonu w napadzie
szaleństwa.
Claudia przysłuchiwała się uważnie jego opowieści.
- Gdyby Mavis rzeczywiście zamordowała moją matkę, inni członkowie
rodziny z pewnością by o tym wiedzieli.
- Sądzę, że tak było - stwierdził z powagą Sam.
- Co? - spytała przerażona Claudia.
- Wiem, że brzmi to okrutnie, ale według mnie dziadka panienki stać na
wiele rzeczy. Podejrzewam, iż uznał, że samobójstwo jest dla rodziny mniejszą
hańbą niż morderstwo własnej siostry. Ujawnienie prawdy wywołałoby wielki
skandal.
- Uważasz, że ukrył przed światem zbrodnię? - zapytała z
niedowierzaniem.
- Wiem z całą pewnością, że przed przybyciem szeryfa rodzina odbyła
naradę za zamkniętymi drzwiami. Według mnie to przemawia za moją wersją
wydarzeń.
- Mój ojciec musiałby o tym wiedzieć, albo przynajmniej coś
podejrzewać - zaprotestowała. - Nie zgodziłby się, aby zabójca pozostał
bezkarny - nawet gdyby była to Mavis.
- Przypuśćmy, że wszyscy stanęliby po stronie dziadka. A ojciec panienki
nie mógłby niczego dowieść. Byłby bezsilny. Jedyne co mu zostało, to opuścić
ten dom. I tak zrobił - zaraz po pogrzebie. I jak panienka wie, już nigdy tu nie
powrócił.
- Co więcej, przestrzegał mnie przed przyjazdem tutaj.
- To wszystko nabiera teraz sensu. Po tym wydarzeniu stan pani Mavis
S
R
znacznie się pogorszył. Sama panienka widzi, jak ona obecnie wygląda. Ludzie
boją się odwiedzać Brenthaven.
- Chciałabym, żeby prawda wyszła kiedyś na jaw - westchnęła.
- Skończyłyby się wtedy plotki - raz na zawsze. Na pewno dotarło już do
panienki, co ludzie gadają o duchu matki panienki, o nawiedzaniu pokoju bez
klucza. Mówi się też, że w niektóre noce pani Mavis chodzi po domu jak duch,
wchodzi do tego pokoju, choć pozostaje on zawsze zamknięty, siada przy
fortepianie i gra.
- Sama słyszałam fortepian - zwierzyła mu się. - A dziadek powiedział
mi, że to Mavis. Do tego pokoju prowadzi tajemne wejście.
Samowi opadła szczęka ze zdziwienia.
- Ach! - zawołał. - Ma więc panienka dowód, że zabójcą jest pani Mavis.
- Pomyślę o tym, Sam - obiecała Claudia wzdychając głęboko. - Potem
zobaczę, co mogę zrobić, żeby udowodnić twoją teorię. Możesz być pewien, że
nikomu nie powiem, skąd się o tym dowiedziałam.
- Dziękuję, panienko. Jest panienka taka sama jak panna Drusilla.
Wiedziałem, że mogę panience zaufać.
Claudia uśmiechnęła się do niego lekko i ruszyła w kierunku domu.
Wchodząc do hallu starej posiadłości natknęła się na Penelopę.
- Jenny mówiła mi, że zostałaś w młynie, żeby porozmawiać z Samem.
To dziwny człowiek, nie sądzisz? Choć bardzo oddany rodzinie.
- Tak - zgodziła się Claudia. - Zauważyłam. Znał moją matkę i chciał o
niej ze mną porozmawiać.
- Czy dowiedziałaś się czegoś ciekawego? - zainteresowała się Penelopa.
- Bardzo ją lubił - powiedziała Claudia wzruszając ramionami. - Takie
tam sobie wspominki.
- Rozumiem. Ludzie często przykładają zbyt wiele znaczenia do
S
R
zwykłych słów wypowiedzianych przez zmarłe osoby, przekręcają je. To
straszne, zwłaszcza, że umarli nie mogą się przed tym obronić.
- Tak, to tragiczne i smutne. Czuję, że powinnam sama bronić matki.
Wiem, że za jej samobójstwem coś się kryje.
- Kryje? - Penelopa uniosła brwi ze zdumienia.
Wyglądała na zdenerwowaną.
- No, nie wszystko wyszło na jaw.
- Oczywiście myślisz o problemach, jakie istniały między twoimi
rodzicami? Ale czy nie najlepiej byłoby o nich zapomnieć?
- Wcale nie myślałam o nich.
- Taak...? A o czym?
- Zastanawia mnie, dlaczego cała sprawa została natychmiast
zatuszowana. Jest coś dziwnego w tym jej samobójstwie.
- To robota dziadka - stwierdziła Penelopa. - Wiesz, jaki on jest skryty,
jeśli chodzi o honor rodziny.
- Tym razem przesadził ze skrytością - powiedziała na koniec Claudia i
udała się na piętro.
Kolacja minęła jak zwykle w ciszy. Claudia odniosła wrażenie, że Grant
Mills spuścił z tonu. Domyśliła się, że martwiło go, co dziadek zadecyduje na
temat dalszego losu Mavis. Po kolacji poszła z Jenny do tylnego salonu i
powiedziała jej o rozmowie z szoferem.
Jenny zachowała sceptycyzm.
- Czy aby na pewno Sam wie, o czym mówi? Wiesz, czasami ponosi go
wyobraznia - ostrzegała. - Kupuje najtańsze kryminały i czytuje historyjki w
gazetach, relacje z morderstw, wypadków. Może one właśnie natchnęły go do
tej opowieści.
- Nie sądzę. W tym, co mówił, wydawał mi się taki szczery.
S
R
- Mógł być szczery i przy okazji przesadzać.
Weszła pokojówka zawiadamiając, że przybył pan Cameron i że chciałby
się zobaczyć z panną Marr. Dziewczęta uśmiechnęły się porozumiewawczo.
- Powiedz mu, że już idę - odpowiedziała pokojówce Claudia.
- Mam nadzieję, że dostałaś pozwolenie od Rebeki, żeby się z nim
zobaczyć - zażartowała Jenny.
- Niezupełnie. Przywitasz się z nim?
Jenny potrząsnęła głową.
- Nie, zostanę tutaj i postawię kilka pasjansów. W końcu on przyszedł do
ciebie. No, idz już.
Claudia poszła do living roomu, gdzie oczekiwał już na nią Bruce
Cameron. Wyglądał bardzo przystojnie w ciemnym garniturze, zachowywał
jak zwykle pogodę ducha.
- Zapowiadają burzę - zaczął. - Ale jeszcze się nie zaczęła. Co byś
powiedziała na krótki spacer wzdłuż klifu, zanim lunie deszcz?
Wiedziała, że Bruce chciał wyjść z domu, żeby mogli swobodnie
rozmawiać. Spacer był dobrym ku temu pretekstem.
- Z przyjemnością - odrzekła. - Ubiorę się tylko.
Kiedy po paru minutach opuszczali dom, Rebeka posłała im pełne
wyrzutu spojrzenie. Z pewnością wolałaby, żeby zostali, by mogła
podsłuchiwać ich rozmowę.
Zerwał się silny, ciepły wiatr. Jasne kosmyki włosów Claudii oblepiały
jej twarz. Doszli do skraju klifu. Ocean przed nimi usiany był białymi
grzywaczami.
- Zrobiłaś duże wrażenie na Thomasie Morleyu. Twierdzi, że jesteś
jeszcze ładniejsza niż twoja matka - uśmiechnął się do niej. - I bardzo martwi
się o ciebie.
S
R
- Naprawdę? - zdziwiła się.
- Wiesz, że to miejsce zdobyło sobie ponurą sławę. Mówią o nim, że jest
siedliskiem zła. No i sprawa Mavis. Całe miasto doskonale wie, że ona jest
szalona.
Doszli do ścieżki wiodącej na plażę. Bruce położył jej rękę na ramieniu.
- Większość przyjaciół opuściła Brentów. Prawie nikt ich już nie
odwiedza.
- To za sprawą dziadka. Jest zbyt stary i zmęczony, żeby sobie z tym
poradzić. A Rebeka dba tylko o własne interesy.
- W tym sęk. Morley boi się, że historia się powtórzy. %7łe przytrafi ci się
coś złego, a rodzina zatuszuje sprawę, tak jak w przypadku twojej matki.
Martwię- się o ciebie.
- Nie potrafiłabym chyba opuścić dziadka. Dowiedziałam się od niego
tylu rzeczy. Poza tym zapisał mi coś w testamencie.
- Nie więcej niż ci się prawnie należało!
- Pewnie nie, ale wyjechać stąd zaledwie po paru dniach od zmiany
testamentu? Jak to by wyglądało?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]