[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przed dzikimi mieszkańcami wybrzeża, wzbudzony
czytaniem fantastycznych przygód, wepchnął go jako
zbiega w czeluście dżungli. Nie śmiał powrócić do tej samej
miejscowości, nie tyle ze strachu przed karą, jaka go tam
czekała, ile z chęci oszczędzenia ojcu i matce zmartwienia i
hańby, spowodowanej sponiewieraniem w procesie o
zabójstwo nieskalanego dotąd nazwiska.
Z brzaskiem dnia nowa otucha wstąpiła w chłopca.
Promienie wschodzącego słońca wznieciły nadzieję w jego
sercu. Powróci inną drogą w cywilizowane kraje. Nikt się
nie domyśli, że miał on coś wspólnego z zamordowaniem
cudzoziemca w odległym porcie Afryki.
Chłopiec przesiedział bezsenną noc, przytulony do małpy,
na gałęzi drzewa. Lekka pidżama nie wiele go
zabezpieczała przed przejmującą wilgocią dżungli i tylko z
jednej strony udzielało mu się nieco ciepła, od kosmatego
towarzysza. Powitał tedy słońce, rozdawcę ciepła i światła,
błogosławione słońce, leczące dolegliwości fizyczne i
rozpraszające duchowe troski. Rozbudził Akuta.
- Chodz - rzekł mu - jestem zgłodniały i zziębnięty,
będziemy szukali pożywienia w tej stronie - tu wskazał
ręką otwarta płaszczyznę, na której widniały gdzieniegdzie
zębate skały i karłowate drzewa.
Mówiąc tak, chłopiec ześlizgnął się z drzewa na ziemię,
małpa jednakże rozejrzała się najpierw uważnie, węsząc
na wszystkie strony. Upewniwszy się, że na razie żadne
niebezpieczeństwo nie grozi im w pobliżu, Akut z wolna
zsunął się z drzewa.
- Numa i Sabora, jego samica, raczą się tymi, którzy
pierwej wychodzą z kryjówki, a rozglądają się dopiero
pózniej, ci zaś, którzy rozglądać się zwykli przed wyjściem
na widownię, spokojnie cieszą się życiem - tak brzmiała
pierwsza nauczka, z dziedziny życia w dżungli, udzielona
chłopcu przez starą małpę.
Szli razem szybko przez równinę, chłopiec bowiem pragnął
się rozgrzać. Małpa pokazywała mu najlepsze miejsca do
wykopywania robaczków i glist, Jack jednakże wzdrygnął
się na samą myśl połykania tych obrzydliwości. Znalezli
kilka ptasich jaj, chłopczyk wypił je na surowo, ssał
również korzonki roślin i cebulki, które Akut wygrzebywał
dla niego. W niewielkiej rozpadlinie znalezli mętną,
cuchnącą wodę. Dookoła znać było ślady kopyt rozlicznych
zwierząt, stado zebr pierzchnęło szybko na ich widok.
Chłopiec był zbyt spragniony, aby wybredzać co do
czystości i świeżości wody, napił się więc do woli, podczas
gdy Akut stał z podniesioną głową, czujny na mogące
zjawić się niebezpieczeństwo. Zanim z kolei sam przystąpił
do picia, przestrzegał chłopca, aby czuwał, zaś chłepcząc
wodę podnosił co chwila głowę i rzucał szybkie spojrzenia
na gęste krzaki, rosnące nieco dalej, po drugiej stronie
rozpadliny. Skoro ugasił pragnienie, wstał, przemawiając
do chłopca gwarą wielkich małp.
- Czy nic nam nie grozi? - zapytał.
- Nie - odparł chłopiec. - Nic nie mogłem dostrzec, podczas
gdy piłeś wodę.
- Twoje oczy nie na wiele przydadzą ci się w dżungli -
zauważył Akut. - Gdybyś chciał tu pozostać, liczyć musisz
na twoje uszy i na nos, najwięcej zaś na nos. Skorośmy tu
przyszli i zobaczyłem pierzchające na nasz widok zebry,
wiedziałem, że po tej stronie wody nic nam nie grozi, gdyż
inaczej zebry byłyby uciekły wcześnie], jednakże
niebezpieczeństwo może być ukryte po tamtej stronie, w
którą teraz wieje wiatr. Nie można było nic zwęszyć, wiatr
bowiem unosi wszelki zapach w przeciwnym kierunku,
wysłałem więc moje oczy i uszy za pędem wiatru, tam,
gdzie mój węch nie trafi.
- I nie znalazłeś nic? - zaśmiał się chłopiec.
- Ujrzałem Numę, leżącego w krzakach, tam kędy rosną te
wysokie trawy - wskazał Akut.
- Lwa? - wykrzyknął chłopiec. - Skądże masz tę pewność?
Ja dotychczas nic nie widzę.
- A jednak Numa tam jest - powtórzyła małpa. - Najpierw
posłyszałem jego westchnienie. Ty nie rozróżniasz jeszcze
westchnienia Numy od szumu wiatru, przelatującego
wśród drzew i trawy, musisz się z czasem tego nauczyć.
Następnie, wysyłając na zwiady spojrzenie, spostrzegłem
wysokie trawy, poruszane w pewnym punkcie przez siłę
niezależną od wiatru. Spójrz no, jak się ułożyły one z
każdego boku wielkiego cielska Numy. A gdy lew oddycha,
czy widzisz, jak się trawy wznoszą z lekka? Zobaczyłeś
nareszcie?
Jack wytężył wzrok, bystrzejszy niż u innych chłopców w
jego wieku, i zawołał z uczuciem ulgi:
- Tak, widzę, leży tam! - tu wskazał ręką. - Aeb ma
zwrócony w naszą stronę. Czy on nas widzi?
- Numa nam się przypatruje - odparł Akut - nic nam
jednak nie grozi, o ile się do niego bardzo nie zbliżymy,
leży on bowiem na świeżo zdobytym łupie. Brzuch ma już
napełniony, inaczej bowiem słyszelibyśmy, jak chrupie
kości ofiary. Patrzy się na nas z ciekawości. Niebawem
wstanie i podejdzie do rozpadliny, aby się napić wody.
Ponieważ ani się nas lęka, ani nas pożąda, nie będzie się
przed nami ukrywał. Masz doskonałą sposobność, aby
dobrze przyjrzeć się Numie, będzie ci to potrzebne podczas
twojego pobytu w dżungli, Numa daje nam spokój. Nasze
kły są duże i mocne i możemy walczyć, ale gdyby spotkał
jednego z nas, a był do tego głodny, z łatwością każdą
pokona swoją siłą. Chodz, staniemy z tyłu za nim, ażeby
poczuć jego zapach. Im prędzej się nauczysz rozeznawać tę
woń, tym lepiej, pozostawaj jednak w pobliżu drzew, aby
móc się na które schronić w razie potrzeby, gdyż Numa
często zrobi to, czego by się nie można spodziewać!
Baczność! Oczy i uszy otwarte, nos do góry! Pamiętaj, że
spod każdego krzaka, zza każdego drzewa, z każdej kępy
traw w dżungli, wyłonić się może nowy wróg. Podczas gdy
unikasz Numy, nie wpadnij w paszczę Sabory, jego samicy.
Chodz za mną - tu Akut ruszył z miejsca, okrążając
ostrożnie rozpadlinę wody i ukryte w krzakach legowisko
lwa.
Chłopiec szedł w ślad za nim, cały podniecony, pod
wpływem nieznanego dotychczas wzruszenia. To było
dopiero życie! Zapomniał w owej chwili o swoim
postanowieniu udania się na wybrzeże i szukania
sposobności powrotu do Londynu. Myślał tylko o rozkoszy
przebywania w dżungli, o walce z niebezpieczeństwem,
czyhającym z czeluści dziewiczych lasów, z szerokich łąk
niezbadanego lądu. Obca była mu trwoga, odziedziczył
tylko po ojcu poczucie honoru i wrażliwość na zło i dobro,
które to uczucia, nieraz w przyszłości, miały staczać walkę
z pragnieniem swobody w jego duszy.
Znajdowali się już niedaleko od kryjówki Numy, gdy
chłopca doleciała niemiła, ostra woń drapieżnika. Uśmiech
rozjaśnił twarz Jacka, czuł dobrze, iż byłby rozpoznał ten
zapach wśród tysiąca innych woni, nawet bez pomocy
Akuta. Zapach ów był mu dziwnie znajomy, przejmował
go dreszczem dzikiego szału, muskuły jego wyprężyły się,
wargi rozchyliły się ukazując białe zęby, krew zatętniła w
żyłach namiętnym pragnieniem walki.
Tak to zapach lwa-Numy przeistoczył chłopca w pierwotną
istotę, rządzoną nieomylnym instynktem.
W swoim życiu Jack nigdy nie widział żywego lwa, matka
starannie chroniła go przed tym widokiem, przypatrywał
się za to chciwie wszystkim obrazkom przedstawiającym
króla zwierząt, i teraz, stąpając w pewnej odległości za
Akutem, pragnął, aby Numa wyszedł z ukrycia i
przedstawił się w całej okazałości.
Przerazliwy krzyk małpy ocknął go ze stanu podniecenia;
[ Pobierz całość w formacie PDF ]