[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zatrudnienia. Zaczęła więc włóczyć się po najczęściej odwiedzanych szlakach tury-
stycznych w nadziei, że spotka kogoś, kto potrzebuje inteligentnej Angielki o mi-
łym głosie.
R
L
Leo dowiedział się o tym, oczywiście, i doszło do pierwszej poważniejszej
kłótni od tygodni. Posunął się do tego, że stanowczo zabronił jej pracy w jakichś
nędznych sklepikach dla turystów. Oświadczył, że jest gotów zwiększyć jej fundu-
sze, skoro tak bardzo potrzeba jej pieniędzy.
- Dziękuję, ale i bez tego jestem ci winna ogromną sumę.
Już tylko tydzień dzielił ich od dnia, w którym miał się odbyć jej ślub z Ri-
kiem. Natasha wkrótce otrzyma dostęp do konta w zagranicznym banku, na którym
były zdeponowane dwa miliony ukradzione firmie Christakis.
Leo obrzucił żonę chłodnym spojrzeniem, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Natashy wydawało się, że własnoręcznie zniszczyła coś bardzo cennego, ale trud-
no, prawda to prawda i należało spojrzeć jej w oczy.
Od tej chwili żyli w stanie niewypowiedzianej wojny. Leo rzadko pojawiał się
w domu, stale zajęty interesami, natomiast Natasha podwoiła wysiłki, żeby znalezć
pracę. Szukała jej z ponurą determinacją, żeby nie uzależnić się całkowicie od mę-
ża. Mimo lipcowych upałów wędrowała niezmordowanie po sklepikach dla tury-
stów w ateńskiej dzielnicy Plaka, przez cały czas czując za plecami obecność
ochroniarza, któremu Leo kazał śledzić pilnie jej każdy krok.
Pech chciał, że wychodząc z jednego ze sklepików, dosłownie wpadła na byłą
żonę Lea. Gianna złapała ją za ramię tak mocno, że jej długie paznokcie wbiły się
w ciało Natashy.
- Chcę z tobą porozmawiać - powiedziała piskliwym głosem.
- Nie mamy o czym. - Natasha chciała minąć Giannę, ale paznokcie tamtej
jeszcze mocniej wbiły się w jej ramię.
- Leo jest mój! - rzuciła Gianna. - Myślisz, że udało ci się go zdobyć, bo masz
na palcu jego obrączkę? Tak ci się tylko wydaje! Leo był i zawsze będzie mój!
- To wyłącznie twoja opinia i nikt inny jej nie podziela - odparła Natasha,
starając się nie zwracać uwagi na nienawiść w głosie pięknej Gianny. - Jak sama
R
L
zauważyłaś, to ja noszę teraz jego obrączkę. To ja sypiam w jego łóżku. I nie odda-
ję się jego znajomym!
Natashy nie mieściło się w głowie, że mogła coś takiego powiedzieć!
Gianna wybuchnęła histerycznym śmiechem, ale w jej szalonych oczach po-
jawił się dziwny błysk. Przez chwilę Natasha obawiała się, że wariatka rozora jej
twarz pazurami, na szczęście podszedł do nich ochroniarz.
- Ty idiotko! - Gianna uniosła górną wargę jak warczący pies. - Nie zastana-
wiałaś się, gdzie Leo spędza noce, kiedy nie wraca do domu?
Natasha spojrzała na Giannę z politowaniem. Nie dała wiary jej słowom.
- Powinnaś się leczyć!
I odeszła pospiesznie, a ochroniarz podążył jej śladem jak cień.
Kiedy weszła do domu, Leo już na nią czekał. Z ponurą miną, bez słowa, ujął
jej rękę i obejrzał czerwone półksiężyce, pozostawione na jej białej skórze przez
paznokcie Gianny.
- Jak się dowiedziałeś? - zapytała Natasha.
- Czy to ważne?
- Nie. - Natasha westchnęła. Przypomniała sobie o ochroniarzu. Cofnęła rękę.
- Przekonałeś się już, że nie grozi mi wykrwawienie się na śmierć, więc możesz
wracać do pracy.
W głowie Lea rozdzwoniły się znajome dzwonki alarmowe. Ostatnio zadawał
sobie pytanie, czy dawna Natasha - chłodna, daleka i pełna rezerwy - zniknęła już
na zawsze. Ostatnia uwaga dowodziła, że nie.
Westchnął ciężko. Miał za sobą wyczerpujący tydzień. Kilkakrotnie dowia-
dywał się w ostatniej chwili, że powinien natychmiast lecieć gdzieś, żeby zapobiec
załamaniu się najnowszego przedsięwzięcia. Zwykle to uwielbiał. Zaspokajało to
jego pierwotne instynkty łowieckie. Teraz jednak, pod wpływem chłodnej uwagi
Natashy, uświadomił sobie, że najbardziej satysfakcjonujące było wykorzystywanie
tych instynktów w rozgrywce z nią.
R
L
- Masz ochotę na następną kłótnię? - zapytał jedwabistym głosem.
- Nie. - Odwróciła się, żeby odejść.
- A może wolałabyś pójść ze mną do łóżka i przekonać mnie, żebym nie leciał
dzisiaj do Paryża?
- Do Paryża? - Odwróciła się na pięcie i spojrzała mu w oczy. - Przecież
wczoraj stamtąd wróciłeś!
- A dzisiaj muszę polecieć znowu.
- I przyszedłeś tu tylko po to, żeby spakować rzeczy na drogę? - zapytała, za-
kładając ręce na piersi.
- Myślałem raczej o... czymś innym - odparł jedwabistym głosem, nie dając
się zwieść jej udawanej niewinności, bo zdążył już nauczyć się rozumieć język jej
ciała. Przebył dzielącą ich odległość jednym susem, jak ogromna, czarna, wy-
głodniała pantera. - Mam butelkę zamrożonego szampana i ani jednego kieliszka,
za to szereg powieściowych sposobów, jak go... wykorzystać. Jeśli jesteś tym zain-
teresowana...
Natasha nie zdołała się powstrzymać i parsknęła śmiechem.
- Jesteś naprawdę szokujący...
- Lubisz, kiedy jestem szokujący. Dlatego tak łatwo się poddajesz, kiedy robię
to...
Poddała się. Pozwoliła mu całować swoje wargi, zaprowadzić się do łóżka i
szokować, ponieważ go pragnęła i marzyła, żeby się z nim kochać. Ale również
dlatego, że słowa Gianny zrobiły swoje i wolała, by pojechał do Paryża całkowicie
zaspokojony seksualnie i nie musiał szukać spełnienia gdzie indziej.
Spędzili w sypialni całe popołudnie, a kiedy musiał już nieodwołalnie opuścić
dom, widziała wyraznie, że robił to bardzo niechętnie.
- Zrób mi grzeczność i powstrzymaj się jutro od poszukiwania pracy - popro-
sił.
R
L
[ Pobierz całość w formacie PDF ]