[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówić. Z powodu niepokojów w mojej ojczyznie kupiłem farmę w An-
glii i stwierdziłem, że odpowiada mi taki tryb życia. Moja matka była
Angielką. Kiedy zmarł jej brat, kawaler, otrzymałem po nim niewielki
spadek.
Po wypiciu kieliszka portwajnu panowie przyłączyli się do dam w Błę-
kitnym Salonie. Przybyli następni goście i wszyscy udali się do sali
balowej na tańce. Nawet madame Lafleur i Berthier poszli za innymi,
by udowodnić, że nadal czują się młodo. Kiedy Rotham poprowadził
Louise do menueta, Laurent podszedł sztywno do Mirandy i poprosił ją
do tańca. Stanął blisko Rothama i przez cały czas nie spuszczał wzroku
z Louise. W tych warunkach rozmowa była niemożliwa. Miranda czuła,
że jej partner jest w stanie jedynie mechanicznie wykonywać odpo-
wiednie kroki.
Po pierwszym tańcu podszedł do niej Rotham.
Wypełniłem swój obowiązek. Uśmiechnął się. Czy zatańczysz ze
mną?
Z wielką ochotą odparła tak gwałtownie, że spojrzał na nią zasko-
czony.
Bardzo mi pochlebiasz, Sissie, swym zapałem. Nie spodziewałem się,
że pragniesz tego równie gorąco jak ja.
Przede wszystkim chciałam pozbyć się towarzystwa Laurenta. Jeśli
tak szaleje na punkcie Louise, dlaczego się jej nie oświadczy? Wydawa-
ło mi się, jakbym tańczyła bez partnera.
Nie może się oświadczyć, ponieważ go nie stać, by ją utrzymywać.
Louise jest bardzo wymagająca. Jego jedyna szansa to odzyskanie ma-
jątku Valdorów. Zostanie hrabią de Valdor, a nie po prostu hrabią Lau-
rentem. A to zasadnicza różnica.
Tak jak między lordem Pavelem a lordem Rothamem, pomyślała
dziewczyna.
Czy sądzisz, że mu się uda?
Pytanie raczej brzmi, czy Boney utrzyma swoją władzę. Kusi mnie,
by powiedzieć, że mam taką nadzieję, ale jako lojalny poddany Jego
Królewskiej Mości muszę twierdzić, że nie ma żadnych szans. A teraz
zajmijmy się czymś przyjemniejszym niż polityka. Jest wiele bardziej
interesujących tematów do rozmowy, na przykład twoja suknia. Bardzo
pięknie wyglądasz, Sissie. To również prezent od Trudie? Błękitny ko-
lor z pewnością wspaniale podkreślałby barwę jej oczu, więc nie sądzę,
by Parnham chętnie się z nią rozstał.
Nie podobał jej się krój sukni. Co miałeś na myśli mówiąc, że masz
nadzieję, iż Boney utrzyma swą władzę?
Jak to, żadnych złośliwych uwag o tym, jak potraktowałem twoją sio-
strę? To dziwne, że nie skorzystałaś z takiej sposobności.
Gadasz bez sensu powiedziała ze zniecierpliwieniem.
Postaram się poprawić, ale wiele sobie nie obiecuj. Nie pasuje do
mnie zdrowy rozsądek. Mówię bez zastanowienia. Nie masz pojęcia, w
ile kłopotów się wplątałem przez ten zwyczaj. Oczywiście, nie chodzi o
to, że mam nadzieję, iż Bonaparte wygra i wojnę. Kusi mnie jedynie
rozważanie takiej możliwości. Nie zawsze ulegam pokusom, wbrew
temu co nagadała ci pewna dama, której imienia lepiej nie wspomnę.
Ale dlaczego kusiłaby cię taka sytuacja?
Będąc wyjątkowym egoistą, myślałem przede wszystkim o sobie.
Kapitalnie byłoby zostać bohaterem.
Jak mógłbyś zostać bohaterem, gdyby zwyciężył Bonaparte? Nie je-
steś przecież Francuzem.
Nie odpowiadał przez chwilę.
Zdarzają się dziwne rzeczy, Sissie. Uśmiechnął się tajemniczo.
Można zostać bohaterem na małą skalę, bez wygrania wojny. Oczywi-
ście, nic w rodzaju dokonań Wellingtona czy Bonapartego. Może jakaś
krótka wzmianka w nudnej pracy historycznej. To bardzo przygnębiają-
ce zdać sobie sprawę, jak mało człowiek znaczy.
Możesz się pocieszyć, że jesteś uważany za najelegantszego dżentel-
mena w hrabstwie.
Miranda jeszcze kilka razy próbowała nakłonić go, by wyjaśnił jej, co
miał na myśli, ale bez powodzenia. Gdy ucichła muzyka, Rotham prze-
prosił ją. Chciał przytrzeć jej nosa, ale mu się to nie udało. Miał za to
niejasne uczucie, że to ona dała mu nauczkę. Ani pochlebstwa, ani po-
darunki czy flirt nie działały na nią. Co takiego mogłoby ją zaintereso-
wać?
Miranda podeszła do Pavela.
Teraz mamy dogodną sposobność. Jesteś gotowa, by zacząć krzy-
czeć? Chodzi mi o udawanie, że zobaczyłaś Błękitną Damę.
A gdzie Rotham? Lepiej, byśmy się na niego nie napatoczyli.
Będzie teraz krótka przerwa, chyba zaprowadził Louise do salonu.
Laurent miotał grozne spojrzenia i przyczepił się do Lafleur, by uda-
wać, że nie zżera go zazdrość. Przygotowałem już drabinę. Chodzmy.
Wyjdę od strony biblioteki.
Miranda wymknęła się z sali balowej i pobiegła na schody. Korytarz na
piętrze oświetlało tylko nikłe światło. Na końcu wisiał stary gobelin, tak
zetlały, że trudno było ujrzeć, co na nim jest. Zatytułowany był Arma-
da i prawdopodobnie przedstawiał zatonięcie hiszpańskiej floty. Po-
biegła korytarzem ku drzwiom pokoju Rothama. Były zamknięte. Za-
czerpnęła tchu, by opanować dreszcz emocji, i krzyknęła najgłośniej,
jak mogła. Przenikliwy głos przeszył powietrze.
Błękitna Dama! Ratunku! Zabije mnie! Upadła na podłogę i ułożyła
się we wdzięcznej pozie. Gdy tylko zamknęła oczy, gwałtownie otwo-
rzyły się drzwi do pokoju Rothama. Nie widziała nic, poczuła jedynie,
jak silne ramię obejmuje ją w talii i ktoś unosi jej głowę i ramiona z
podłogi. Wydawało się, że to nie Slack, lecz o wiele wyższy mężczy-
zna.
Dobry Boże! Zemdlała! Usłyszała zaniepokojony głos Rothama.
Przynieś trochę brandy, Louise.
Hrabina była tutaj. Razem byli w jego sypialni. Miranda otworzyła sze-
roko oczy, ale na szczęście Rotham nie zauważył tego. Trzymał ją w
ramionach, mrucząc cicho. Nie wiedziała, że zdolny jest do takiej czu-
łości.
Cicho, cicho, moja droga szeptał pocieszająco.
Wszystko w porządku. Jestem z tobą. Jesteś bezpieczna. Nie ma tu
żadnego ducha.
Z pokoju wybiegła Louise, trzymając w ręku butelkę brandy.
Lepiej położę ją na swoim łóżku.
Rotham wstał i zaniósł dziewczynę do sypialni. W jego ramionach do-
znała dziwnych emocji. Czuła się zupełnie bezbronnie, ale bezpiecznie,
a nawet przyjemnie. Miała ochotę go objąć, ale w porę się powstrzyma-
ła. Jej ręce zwisały luzno, jakby była nieprzytomna. Poczuła, jak kła-
dzie ją delikatnie na posłaniu. Zerknęła przez zmrużone oczy, gdy do-
tknął ręką jej policzka. Ujrzała, jak patrzy na nią miękko.
Rotham również doznawał nie znanych mu emocji. Dziewczyna miała
skórę tak delikatną, jak płatki kwiatu. Długie rzęsy ocieniały policzki.
Wyglądała niewinnie jak dziecko. Postanowił, że przestanie jej doku-
czać i zostawi ją w spokoju.
Miranda poczuła delikatny powiew od strony okna. Nie musiała odwra-
cać głowy, domyśliła się, że zjawił się Pavel. Miała nadzieję, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]