[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógł wytrzymać w środku przy zamkniętych drzwiach. Słychać było jego donośne chrapanie.
Nie możemy dać mu czasu do namysłu - wyszeptał Montalbano wprost do
ucha Fazia. - Nie zapalimy światła, będziemy używać tylko latarki. Ale musimy go
śmiertelnie przestraszyć.
To nie takie trudne - uznał Fazio.
Weszli do środka na palcach. W baraku śmierdziało potem, a opary wina był tak
mocne, że można było się upić. Filiberto w kalesonach leżał na polowym łóżku. Wyglądał tak
samo jak na zdjęciu z kartoteki policyjnej.
Fazio okrążył łóżko snopem światła. Ubranie stróża wisiało na wbitym w ścianę
gwozdziu. W baraku stał stół, dwa krzesła, poobijana miednica na żelaznym trójnogu i
kanister na wodę. Montalbano sprawdził, czy w nim rzeczywiście jest czysta woda. Potem
zdjął po cichu miednicę, trzymając ją w obu rękach podszedł do łóżka i znienacka chlusnął
całą jej zawartość prosto w twarz Filiberta. Ten otworzył oczy, oślepiony latarką Fazia zaraz
je zamknął, a potem znów otworzył, osłaniając je sobie ręką.
Kto tu... kto...
Ko, ko, ko - odgęwiedział Montalbano. - Nie ruszaj się.
I skierował światło na swój pistolet. Filiberto odruchowo podniósł ręce do góry.
Masz komórkę?
Mam.
Gdzie?
W kurtce.
W tej zawieszonej na gwozdziu. Komisarz wyjął z kieszeni kurtki telefon, rzucił
na ziemię i rozgniótł obcasem. Filiberto odważył się zadać pytanie:
Kim jesteście?
Przyjaciele, Filibe. Wstawaj.
Stróż dzwignął się z łóżka.
Odwróć się.
Filiberto z rękami podniesionymi i lekko drżącymi odwrócił się twarzą do ściany.
Czego tu chcecie? Spitaleri zawsze na czas płacił co trzeba.
Milcz! - nakazał mu Montalbano. - Przeżegnaj się.
I załadował pistolet.
Słysząc ten suchy, metaliczny dzwięk, Filiberto musiał paść na kolana, tak mocno
ugięły się pod nim nogi.
Zlitujcie się! Ja nic nie zrobiłem! Czemu chcecie mnie zabić? - szlochał.
Fazio pchnął go z tyłu i Filiberto upadł na twarz. Montalbano przyłożył mu lufę do
karku.
Słuchaj uważnie - zaczął.
Ale zaraz przerwał.
Albo umarł, albo zemdlał.
Pochylił się i dotknął tętnicy szyjnej.
Zemdlał. Posadz go na krześle.
Fazio podał latarkę komisarzowi, dzwignął stróża pod ramiona i uniósł na krzesło.
Musiał go przytrzymywać, bo osuwał się na bok. Zauważyli, że zmoczył sobie kalesony, na
pewno ze strachu. Montalbano podszedł i uderzył go dłonią mocno w czoło, tak że stróż
otworzył oczy. Zamrugał, oprzytomniał i zaraz znowu się rozpłakał.
Nie zabijajcie mnie, zlitujcie się nade mną!
Jak odpowiesz na moje pytania, wyprosisz sobie życie powiedział Montalbano,
celując mu z bliska w twarz.
Odpowiem wam na wszystko. Chętnie odpowiem.
Kiedy Arab spadł z rusztowania, była barierka ochronna?
Jaki Arab?
Montalbano przyłożył mu lufę do czoła.
Kiedy Arab, murarz, spadł...
Aha, tak, tak, nie, barierki nie było.
Założyliście ją w niedzielę rano?
Tak, tak.
Kto? Ty, Spitaleri i Dipasquale?
Tak.
Kto wpadł na ten pomysł, żeby nieżywego Araba oblać winem?
Spitaleri.
Teraz uważaj i nie pomyl się, kiedy będziesz odpowiadał. Rury do tej barierki
ochronnej mieliście już na placu?
To pytanie Montalbano uważał za zasadnicze. Od odpowiedzi Filiberta zależała cała
reszta.
Nie, rur nie było. Spitaleri dopiero je zamówił i zaraz przywiezli je tutaj, w
niedzielę rano, o szóstej.
Była to najlepsza z możliwych odpowiedzi, takiej właśnie komisarz oczekiwał.
W jakiej firmie je zamawiał?
U Ribauda.
A kto podpisywał odbiór - ty?
Tak,ja.
Montalbano mógł sobie pogratulować. Nie tylko wszystko trafnie przewidział, ale
1
w2r9eszcie dowiedział się tego, co chciał. Teraz przyszła pora na teatr w teatrze na użytek
technika budowlanego.
Dlaczego nie zwróciliście się do firmy Milluso?
A skąd ja mam wiedzieć?
Myśmy już tysiąc razy pouczali Spitaleriego: masz brać wszystko od Millusa!
Masz brać od Millusa! A on jak osioł - nie i nie. Chciał nas przechytrzyć. Nic nie zrozumiał.
Dopiero teraz, kiedy ciebie załatwimy, wreszcie zrozumie.
Przerażony Filiberto zerwał się desperacko na równe nogi. Ale już nie zdążył nic
więcej zrobić. Fazio stojący za nim zdzielił go kantem dłoni w kark.
Stróż upadł i leżał bez ruchu.
Wypadli biegiem, zamknęli bramę, wsiedli do samochodu i kiedy Fazio zapuszczał
silnik, Montalbano powiedział:
Widzisz, są jednak sposoby, żeby zdobyć niezbędne informacje.
Więcej już się do siebie nie odzywali.
Kiedy zbliżali się do Vigaty, Fazio stwierdził:
Odegraliśmy to jak w amerykańskim filmie.
A ponieważ komisarz w dalszym ciągu nie otwierał ust, Fazio spytał:
Liczy pan, panie komisarzu, ile wykroczeń przy okazji popełniliśmy?
Lepiej o tym nie myśleć.
Czy nie jest pan zadowolony z odpowiedzi Fili - berta?
Jestem zadowolony, aż nadto, ale nie w tym rzecz.
A w czym?
Nie jestem zadowolony z tego, co zrobiłem.
Na pewno stróż nas nie rozpoznał.
Fazio, nie powiedziałem, że popełniliśmy jakieś błędy, powiedziałem tylko, że
nie ma się z czego cieszyć.
Z tego, jak załatwiliśmy Filiberta?
Właśnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]